Ufff... zajelo mi to troszeczke wiecej czasu niz zakladalam, ale oto przed wami kolejna czesc "Grzechow"
Czesc 3 - Do what you have to do - punkt widzenia Liz
What ravages of spirit
Conjured this tempestuous rage?
Created you a monster
Broken by the rule of love.
And fate has led you through it
You do what you have to do.
And fate has led you through it
You do what you have to do.
But I had the sense to recognize
That I don’t know how to let you go.
Every moment marked
With apparitions of your soul.
However swiftly moving
I’m trying to escape this desire,
The yearning to be near you
I do what I have to do.
The yearning to be near you
I do what I have to do.
And I had the sense to recognize
That I don’t know how to let you go,
That I don’t know how to let you go.
A glowing ember burning hot, burning slow.
Deep within I’m shaken
By the violence of existing
For only you.
I know I can’t be with you,
I do what I have to do.
I know I can’t be with you
I do what I have to do.
And I had the sense to recognize
That I don’t know how to let you go,
Don’t know how to let you go,
Don’t know how to let you go.
I don’t know how to let you go.
Sarah McLachlan
Max gapi sie na mnie z niedowierzaniem. Nie dziwie sie mu. Sama probuje zrozumiec jak to sie stalo ze wypowiedzialam te slowa.
"Pomoge ci go odnalezc."
To ta wysoka ironia. Pomoge mu odnalezc dziecko, ktorego nigdy nie bede mogla zaakceptowac.
Nie mam innego wyboru. Nie wiem co innego robic.
Poniewaz prawda jest ze nie moge go zostawic. Nie moge go znowu stracic. Nie chce go zostawiac.
Staram sie nie myslec o tej malej czastce mnie ktora wyobraza sobie swiat w ktorym nigdy go nie odnajdujemy, w ktorym Max sie poddaje, w ktorym jestesmy razem, i nie ma zadnych wyrzutow, bo zrobilam wszystko co moglam, i on o tym wie i kocha mnie przez to jeszcze bardziej.
I to ta mala czastka wie ze musze powiedziec mu prawde. Poniewaz jesli tego nie zrobie i nie znajdziemy jego syna, nigdy nie bede mogla zyc z takim poczuciem winy.
"Liz nie moge cie prosic o cos takiego." Mowi Max i wiem ze ma racje. "To zbyt wiele. Zrobilas wystarczajaco duzo."
"Max nie rozumiesz." Mowie zanim zrobi ze mnie bohaterke. Nie moge mu na to pozwolic by zrobil ze mnie bohaterke. To dlatego za pierwszym razem nam nie wyszlo. On stawia mnie na tym piedestale. Nie jestem az tak specjalna. Jestem kims kto chce by przestalo bolec. Chce przestac go kochac - naprawde chce. I naprawde probowalam, po tym jak zerwalam z nim na balu promocyjnym. Probowalam z Sean'em. Naprawde probowalam.
To poprostu nie dziala. To jest Max i nie potrafie wymazac tego co z nim dzielilam z mojej glowy, z mojego serca.
Jak jakis zwylky chlopak moze sie rownac z kims o duszy tak pieknej jak dusza Maxa Evans'a? Poniewaz bez wzgledu na bledy jakie popelnil - a popelnil ich wiele - nadal jest tamtym Maxem.
Nie mogla go az tak zmienic.
Prawda jest jednak, ze nie wiem czy sie zmienil. Tak naprawde wcale go nie znam. Ale mysle ze jestem sobie winna sprawdzenie czy to nadal moj Max. Jemu tez jestem to winna.
Maria tak powiedziala, i zaczynam rozumiec o co jej chodzilo.
Nigdy nie mial stac sie potworem jakim sie stal po smierci Alex'a. Cos bylo nie tak. Powinien byc moim mezem, moja pokrewna dusza, moja prawdziwa miloscia. Takie bylo nasze przeznaczenie odkad uratowal mi zycie wtedy w Crashdown.
I zepsulismy to - Przyszly Max i ja. Mielismy nasze powody, ale w miedzyczasie zepsulismy piekna osobe jaka byl Max Evans, jaka mial byc. Powinien miec druga szanse zeby to naprawic.
Niestety oznacza to odnalezienie jego syna. Co oznacza, ze musze dac mu ultimatum. I jest ono okropne. Ale wiem ze to jedyny sposob, bym mogla to zrobic, poniewaz jezeli istnieje jedyna prawda jaka znam, to jest nia to ze nigdy nie zaakceptuje tego dziecka.
Jak moge mu to powiedziec? Czuje sie jak jakas zla macocha, taka, ktora chce wyslac jego synka do lasu, by zjadla go wiedzma. Ale nie moge nic na to poradzic. Nie wiem jak bedze czuc sie jutro, w przyszlym tygodniu, w przyszlym roku, ale musze powiedziec Max'owi jak sie czuje teraz.
"Musisz zrozumiec Max," Mowie mu. Patrzy na mnie lekko zdziwiony, jakby wszystkie jego sny mialy sie za chwile spelnic, ale przeczuwa takze poczatek koszmaru. "Nie wiem czy kiedykolwiek zapomne o tym co stalo sie miedzy toba i Tess." Jego oczy sa w pelni akceptujace. "Pomoge ci odnalezc syna, ale nie mozemy juz byc razem. Nie tak jak kiedys."
Zamyka na chwilke oczy. Widze ze jest zly ale nie jest zaskoczony. "Wiem," Mowi w koncu. "Chce bys wiedziala Liz ze to byl blad. To bylo tej nocy kiedy wyjechalas do Szwecji. Wszystko sie nam rozsypalo i ona... ona poprostu tu byla. Nastepnego ranka..."
Podnosze dlon. "Prosze przestan. Naprawde nie moge wiedziec." Przestaje natychmiast, ale widze jak bardzo jest sfrustrowany - ze musi komus to wszystko powiedziec. Ale ja nie moge tego sluchac. Nie teraz, moze nigdy. Nie chce wiedziec jak wielkim bylo to bledem, bo to uczynilo by to wszystko jeszcze gorszym.
Oczywiscie jest to wymowka, ktorej uzylam kiedy wypytywal mnie o Kyle'a. "To bylo bledem Max". To dlatego byl taki oglupialy. To ze potem nic nie bylo miedzy mna i Kyle'em musialo zranic go jeszcze bardziej. Pewnie czul ze wogole mnie nie zna.
To w pewnym sensie jak ja sie teraz czuje. W stosunku do Max'a. A takze do siebie samej.
"Dobrze." Max patrzy smutno przez moment i mowi " Dlaczego to robisz, Liz? Nie rozumiem."
"Musze to dokonczyc." Mowie i to jest najszczersza prawda. Nie bede mogla zostawic Max'a dopoki kompletnie go nie strace, oto czego dokonalismy Przyszly Max i ja, zmieniajac wszystko by to dziecko moglo sie urodzic. Nie bede mogla zwiazac sie z kims innym dopoki nie upewnie sie ze nie jestesmy sobie przeznaczeni.
Tylko ze nadal nie jestem pewna. Poniewaz teraz gdy Tess odeszla wydawaloby sie ze mamy druga szanse. Ale ona nadal istnieje, czekajac w cieniu, jej dziecko zapewnia jej zwyciestwo, ktore mowi jej ze zawsze bedzie miala kawalek Max'a ktorego ja nie moge miec.
Nie mowie tylko o pierwszym razie. Mowie o kawalku jego duszy - tej czesci Max'a Evans'a ktoreh nigdy nie znalam i nie rozumialam. Poniewaz Max ktorego znalam niebylby zdolny zrobic czegos co zrobil odkad go zniszczylam poprzez pozwolenie mu nakrycia mnie w lozku z Kyle'em. Czy ta czesc jego zawsze istniala? Czy narodzila sie po tym jak zlamalam mu serce?
Musze go poznac. Musze wiedziec czy naprawde go znalam. Czy ktos moze sie az tak zmienic.
"Czy wiesz gdzie szukac?" Pytam teraz. Stoi na krawedzi mojego balkonu zapatrzony w niebo. Nie moge odczytac wyrazu jego twarzy. "Nie mamy granolithu. Nie mozemy przeciez zlapac stopa do nastepnej galaktyki i zaczac go szukac." Przerywam. "Myslisz ze istnieja dwa granolithy? Jestescie podwojni. Moze istnieje tez drugi granolith?"
"Moze," Mowi Max, wydaje sie roztargniety. "Ale nie sadze." Wzdycha. "Tak naprawde nie wiemy czy to w czym odleciala Tess to granolith. Nie pasuje do tego czego dowiedzielismy sie w Nowym Jorku." "My" oznacza jego i Tess. Wzdycham ciezko.
"Nie wiemy nawet ile z tego, co powiedziala ci Tess jest prawda." Dodaje. "Najwyrazniej nie byla zbyt dobrym zrodlem."
Max smieje sie gorzko. "To za malo powiedziane."Odwraca sie i patrzy na mnie. "Od poczatku byla przeciwko nam. Nasedo i Khivar mieli umowe, zanim sie urodzilismy." Widze bol w jego oczach. Mysle ze Max wlasnie uzmyslowil sobie cos - ze ludzie ktorym powinien bezgranicznie ufac zdradzili go podczas kiedy ci ktorym nie powinien ufac wogole - ja, Maria, Alex, Valenti - ci ktorych on zdradzil - sa jedynymi ludzmi, ktorym powinien ufac.
"Co to za umowa?" pytam cicho.
"Tess miala zajsc w ciaze i sprowadzic mnie, Michaela i Izzy spowrotem razem z nia i z Nasedo. Zginelibysmy a Khivar mialby mojego syna wiec nasi ludzie pozwoliliby mu rzadzic w jego imieniu. Tess i Nasedo zostaliby oczywiscie oszczedzeni." Kiwa glowa. " I ja dalem sie na to nabrac. Prawie zamordowala moja siostre i najlepszego przyjaciela. Zamordowala twojego najlepszego przyjaciela." Max opada na drugi lezak.
"Nie rozumiem jak moglem dac sie tak zwiesc. Znalem ja. Nie ufalem jej odkad sie pojawila. Dlaczego pozwolilem sie jej zblizyc?"
Chce go ukoic ale nie wiem jak. Ma racje. Nie byl jedyna osoba, ktora jej ufala. Nie lubilam jej ale jej ufalam. Wierzylam ze zrobi to co bylo dla niego najlepsze, ze probowala odzyskac to co jej sie nalezalo.
"To byl blad." odpowiadam. "Ale musisz sie pilnowac by nie narobic wiecej takich bledow. Nie mozemy pozwolic by poswiecenie Alex'a sie zmarnowalo. Musimy odzyskac twojego syna."
Max drga na wspomnienie Alex'a. "Mysle ze to od niego powinnismy zaczac." Mowi. "Snil mi sie zeszlej nocy. Powiedzial, ze wie o wiele wiecej niz przypuszczamy."
Na wspomnienie Alex'a, czuje jak lzy naplywaja do moich oczu. Strzasam je potrzasajac glowa. "Nie rozumiem. Wiemy co robil Alex. Tlumaczyl ta ksiazke dla Tess, To byl tylko sen Max. Js tez o nim snie odkad... odkad odszedl. To nic nie znaczy."
Max marszczy lekko nos. "Byl taki prawdziwy." Widze jak cos jeszcze przechodzi przez jego umysl, ale on nie mowi mi o tym, szybko zapomina o tym i kontynuuje. "Ale nie wiemy wszystkiego co robil przez te miesiace, Liz. Nie bylo go dosc dlugo." Przerywa. "Na przyklad tamta... tamta dziewczyna." Slysze wine w jego glosie. "Ta, ktora prawie zabilem. Co z nia?"
"Leanna?" Patrze na niego i mnie olsniewa. "Myslisz ze byla czyms wiecej niz przykrywka? Ze cos wie?"
"Czyz nie jest to mozliwe?"
Wstaje kiwajac glowa. "To ma sens. Od tego zaczniemy."
Max rowniez wstaje, i podchodzi do drabiny. "Jutro wracamy do Las Cruces." Mowi rezolutnie.
"Co z innymi?" Pytam, Max przerzuca sie przez gzyms na drabine.
Max wzdycha. "Isabel ma i tak zbyt wiele na glowie. Michael - kiedys mu powiem, ale w tej chwili obchodzi go tylko Maria..." Przerywa patrzac na mnie smutno. Wiem ze mysli o tym jak bliscy sobie sa Michael i Maria... to tylko przypomina mu ze my nigdy juz tacy nie bedziemy. "Jesli zechcesz mi pomoc, byc moze mozemy im narazie nic nie mowic."
Kiwam glowa. "Dobrze."
Max robi ruch jakby chcial odejsc ale znowu przystaje. "Liz, naprawde to doceniam. Wiem, ze to wiecej niz poczucie obowiazku... po wszystkim co sie wydarzylo."
"Nie mozemy zmienic przeszlosci, Max." Mowie, wiedzac, ze jesli jest cos czego nauczyl mnie Przyszly Max, to to ze jest to nie prawda. Ale dla nas, teraz, w tej chwili, to prawda. "Musimy zrobic to co do nas nalezy i zobaczyc dokad nas to zaprowadzi."
"Chcialbym zeby nas tu nie bylo," Mowi Max. "Chcialbym zebysmy mogli wrocic..."
To byly dokladnie te same slowa jakie mi powiedzial kiedy bylismy w tamtym vanie, kiedy gonilo nas FBI... kiedy pierwszy raz powiedzial mi ze mnie kocha. Wtedy chcial cofnac czas, do czasu zanim wszystko zwariowalo, przed Tess. Czulam ze teraz oboje oddalibysmy wszystko zeby poprostu wrocic do tamtego momentu, kiedy jeszcze mielismy siebie nawzajem, kiedy sie jeszcze znalismy.
Nie moge sie powstrzymac, wyciagam dlon i dotykam jego twarzy - twarzy, ktora kochalam tak dlugo. "Wiem, ale nie mozemy. Jedyne co mozemy zrobic to isc naprzod."
Jego oczy blyszcza. Nie wiem czy to lzy czy tylko swiece na moim balkonie. " Pa, Liz." Jego glos lekko sie lamie. "Zobaczymy sie jutro."
"Pa, Max"
****
Mam wczesna zmiane w Crashdown.
Maria pracuje razem ze mna i widze wyraznie ze jest w Siodmym Niebie. Michael takze pracuje i lapie ich jak sie migdala na zapleczu. Nie moge sie powstrzymac przed krzywym usmiechem. To takie dziwne. Jakbysmy Michael, Maria, Max i ja zamienili sie miejscami. Jeszcze rok temu to Max i ja calowalibysmy sie po katach, a Michael i Maria nie wiedzieliby na czym stoja.
Obsluguje wlasnie pare turystow kiedy Maria wychodzi tanecznym krokiem z zaplecza, przygladzajac wlosy, z zarumienionymi policzkami. "Zamierzasz dzisiaj pracowac?" Pytam kiedy siada na stolku i rozmarzona patrzy w przestrzen.
Maria spoglada na mnie a potem usmiecha sie do siebie. "Liz musze ci cos powiedziec."
Rozgladam sie po restauracji. Wszyscy klienci zdaja sie byc szczesliwi jak narazie wiec siadam obok niej. "Okej. O co chodzi?"
"Chcialam ci tylko powiedziec, ze Czesi nie odgryzaja glow. Wiesz - tak na przyszlosc." Szczerzy zeby czerwieniac sie lekko.
Zrozumienie o czym mowi zajmuje mi chwilke. "Maria! Czy ty i Michael..."
Jej dlon szybko zakrywa mi usta.
"Mialam wizje, Liz. Widzialam go jako malego chlopca i naprawde go widzialam." Przerywa. "On naprawde mnie kocha."
Czuje zalosc tak wielka, ze prawie spadam ze stolka. Niesprawiedliwosc tego wszystkiego nadal mnie zdumiewa.
Oczywiscie kocham Marie. To wspaniale, ze Michael w koncu zaczal ja doceniac. Nigdy nie rozumialam z czym mial problem. On i Isabel nigdy nie wypelnili ich przeznaczenia. Nigdy nie potrafilam zrozumiec, co bylo roznilo Max'a i Tess. Podczas kiedy Michael lamal Marii serce raz po raz i Isabel co tydzien zmieniala facetow (na sama mysl o Grancie Sorensenie nadal mam dreszcze), Max i ja bylismy z lapani w oblednym kregu, szalenie zakochani ale nie zdolni do bycia razem. I Max nawet nie wiedzial dlaczego. Ja wiedzialam, ale to i tak nie bylo fair.
Jak cos tak cudownego moglo sprawic koniec swiata? W tym momencie nienawidzilam Tess Harding bardziej niz kiedykolwiek. To byla jej wina. Gdyby nie byla taka egoistka...
Ale, w tym poprzednim zyciu, Max i ja bylismy egoistami. Mielismy czternascie cudownych lat, a potem nasz swiat ulegl zniszczeniu.
I w tym momencie wybaczam Przyszlemu Max'owi. Nie wiedzial, ze Tess byla zla.Wiedzia
tylko ze bez niej Krolewska Trojka jest za slaba zeby zwalczyc Khivar'a i jego poplecznikow. Skad mogl wiedziec ze to nie tylko Tess byla potrzebna - ale jej dziecko?
Zdaje sobie sprawe z tego ze Maria nadal czeka na moja odpowiedz. "To cudownie Mario." Obejmuje ja zeby nie moga zobaczyc mojej twarzy. "Naprawde sie ciesze."
Odsuwa sie i przygladajac mi sie uwaznie. "Co sie stalo Liz?" Przerywa. "Widzialas sie wczoraj z Max'em, prawda?"
"Tak. Ale wszystko w porzadku. Bedziemy teraz przyjaciolmi." Maria sie krzywi. "Nie moge byc teraz czyms wiecej, Maria. Nie po tym co sie stalo."
"To przez nia, prawda? Przez to co z nia zrobil." Maria jest wsciekla. Jesli istnieje ktos, kto naprawde nienawidzi Tess to jest to Maria. Nie lubila jej od poczatku, ale teraz... po tym co zrobila Alex'owi - Maria obwinila by ja o koniec swiata. I mialaby racje, ale Tess nie byla jedyna winna."
"Nie tylko ona jest winna, Mario. Max tez to zrobil. I my - on i ja - doprowadzilismy nasz zwiazek do miejsca w ktorym mogl to zrobic."
Maria potrzasa glowa. "Niewazne. To ona nie chciala zostawic go w spokoju. Byla taka falszywa, Liz. Bylam pewna ze ona i Kyle..."
"Biedny Kyle," Mowie starajac sie zmienic temat. "I biedny szeryf. Naprawde ja kochali. Musza byc zalamani."
"Kyle jakos przezyje," Maria mowi pewnie. "Wie, ze ona nie zaslugiwala na jego milosc czy zaufanie. Ze go wykorzystala."
"Tak, ale szeryf uwazal ja za corke," mowie.
"Wiem, ale kochal takze Alex'a, i tego jej nie wybaczy." Odpowiedziala Maria. "Dojdzie do siebie."
Dzwoni dzwonek nad drzwiami. Twarz Marii tezeje. " Oh swietnie. Akurat jego teraz nam potrzeba."
Obracam sie. Do restauracji wchodzi Sean i idzie w moim kierunku. Widzi sztylety jakie rzuca wzrokiem Maria i skreca w prawo, siadajac przy stoliku i podnoszac menu. Wiem jednak, ze chce ze mna porozmawiac. "Uh, oh. Bedzie rzadal wyjasnien."
"Za co?" Pyta Maria. "Jakby zaslugiwal na jakie kolwiek wyjasnienia."
"Byl u mnie kiedy zjawil sie Max..." Przerywam. Maria nie wie ze rzucilam sie na jej kuzyna. "I cos sie miedzy nami wydarzylo tej nocy kiedy myslelismy ze Czesi odleca."
Oczy Marii rozszerzaja sie z wscieklosci. "Wykorzystal cie?" Wstaje gotowa podejsc do niego i go zabic.
"Nie! To znaczy to nie tak, Maria. On poprostu staral sie mi pomoc." Wydaje sie uspokojona, ale nadal wyglada na zirytowana.
Widzicie, Maria jest po stronie Max'a. Zawsze byla. Przynajmniej od lata. Nie wiem jakiego zaklecia voodoo na niej uzyl kiedy bylam na Florydzie, ale zadzialalo, zawsze bedzie chciala, zebysmy sie zeszli.
Ale Max jest dobry we wzbudzaniu lojalnosci. Pewnie dlatego bedzie kiedys wspanialym przywodca. Albo raczej bylby gdyby Max z Przyszlosci go nie zniszczyl. Moze jeszcze nie wszystko stracone. To kolejny powod dla ktorego jestem przy nim. Zasluguje na druga szanse by stac sie mezczyzna ktorym mial byc.
Czasami mnie martwi. Jest tak zalezny od innych. Ludzie ktorych kocha maja nad nim ogromna wladze. To co zrobilam z Kylem prawie go zniszczylo.
Gdzies gleboko, wiem ze to wlasnie jest powod dla ktorego nie moge go teraz zostawic. Poniewaz czuje ze wszystkie zmiany jakie w nim zauwazam sa moja wina.
Co ja takiego zrobilam, by az tak mnie kochal? Jestem normalna dziewczyna na milosc Boska. To czasami jest bardzo ciezkie.
"Poprostu pojde z nim pogadac." Mowie Marii. "Czy mozesz przez chwile popilnowac moich stolikow?"
Kiwa glowa, nadal wygladajac na poirytowana. "Dobra. Ale jesli bedziesz mnie potrzebowala to zawolaj. Sprowadze Michael'a zeby go wyrzucil."
Przewracam oczami. "On nie jest Caligula Mario."
Maria jeczy. "Nie jest tez Ksieciem z Bajki." Odchodzi w ten charakterystyczny dla siebie sposob aby przyjac zamowienie. Widze jednak, ze mnie obserwuje, kiedy podchodze do Sean'a.
Wygladzam faruszek i siadam naprzeciwko niego. "Czesc."
"Czesc." Patrzy na mnie tak jak zawsze - jakby probowal mnie rozszyfrowac, ale widzi ze to prawie niemozliwe.
Pamietam, ze Max i ja zawsze bylismy w pelni zsynchronizowani - przed Tess - nawet zanim bylismy oficjalna para. Poprostu sie rozumielismy. To dlatego wiem, ze Sean nigdy nie zastapi Max'a. Nawet jesli Max i ja juz nigdy nie bedziemy razem, poprostu nie moge zgodzic sie na kogos kto nie potrafi mnie zrozumiec i nie potrzebuje wyjasnien.
Kiedys powiedzialam Max'owi, ze prowadze pamietnik na wypadek, gdybym spotkala kogos kto dotknie mnie tak jak on, chce wiedziec jak powinnam sie wtedy czuc. Teraz zdaje sobie sprawe z tego, ze nie chodzi mi o fizycznosc dotyku.
Max dotknal mojej duszy. Chce poczuc to raz jeszcze. Nie wiem czy uda mi sie to z Max'em, ale jesli nie, chce kogos innego. I nie jest to Sean De Luca.
Ale to nie znaczy, ze mi na nim nie zalezy, albo ze chce go skrzywdzic.
"Przepraszam za wczoraj." Mowie teraz.
"Nie musisz przepraszac Parker." Mowi Sean. "Poprostu sie o ciebie martwie. Myslalem ze dalas sobie spokoj z tym kolesiem."
"Nie rozumiesz... Max i ja..." Zaczynam. Wiem, ze szukam wymowek, ale co innego moge zrobic? Nie ma wymowki, ktora Sean by zrozumial. On nie rozumie Max'a i mnie. Wielu ludzi nas nie rozumie. Nasi najblizszi przyjaciele nas nie rozumieja. Nie rozumieja, ze tamtego dnia kiedy uratowal mi zycie stworzyl wiez, kiedy zajrzalam w jego dusze... tego nie mozna wymazac. Dlatego tak trudno mi sie z nim rozstac.
"Rozumiem, ze on sprawia, ze jestes nieszczesliwa." Mowi Sean. " Posluchaj Parker, wiem ze ja takze na ciebie nie zasluguje, ale on napewno nie. Jeszcze nigdy nie widzialem, bys usmiechala sie w jego towarzystwie odkad wrocilem."
"Nie wiem co mam ci powiedziec, Sean." Mowie. " Nie potrafie ci tego wyjasnic. To co mamy Max i ja..."
"Tak, wiem Wiecej niz przyjaciele," Sean przerywa rozdrazniony. " Nie uwazasz ze zaslugujesz na cos wiecej?"
"To juz nie jest ' wiecej niz przyjaciele'." Mowie mu. "Jestesmy tylko przyjaciolmi. Zawsze bedziemy przyjaciolmi." Przelykam. " Ktokolwiek zechce sie ze mna zwiazac, bedzie musial sie z tym pogodzic."
Oczy Sean'a ciemnieja. "A co jesli nie potrafi?" Zada. Poniewaz wie co chce powiedziec. Jestem sklonna byc moze zwiazac sie z Sean'em. Ale nie zostawie dla niego Max'a.
"Beda musieli." Odpowiadam stanowczo.
Sean chrzaka patrzac mi przez ramie. "Nie sadze abys kiedykolwiek kogos takiego znalazla Parker." Kiwa glowa w kierunku drzwi. "Nawet jesli ktos inny go zaakceptuje on nigdy nie zaakceptuje kogos innego w twoim zyciu."
Odwracam sie wiedzac juz ze Max wszedl do srodka. Jest z Isabel ale patrzy na mnie i Sean'a. Kiedy nasze oczy sie spotykaja usmiecha sie. Jestem pewna, ze stara sie udawac, ze nie obchodzi go to ze siedze z Sean'em, ale wiem tez ze jest inaczej. To sprawia, ze moje serce zatrzymuje sie na chwile. Poniewaz jest to usmiech starego Max'a. W ten sposob usmiechal sie do mnie kiedy jeszcze chodzilam z Kyle'em, i teoretycznie bylismy "tylko przyjaciolmi" ale bylismy kims zupelnie innym. Taki na wpol niesmialy, ktory mowi, ze nie wierzy ze moze sie do mnie usmiechnac i ze ja odpowiem usmiechem.
I tak tez robie. Nie potrafie sie powstrzymac.
Twarz Max'a rozjasnia sie w sposob jakiego nie widzialam od miesiecy. W sposob jakiego nie widzialam od calej tej afery z Kyle'em.
I wtedy to wiem. Mam duzy problem. Nie istnieje sposob w jaki moge byc tylko przyjaciolka Max'a Evans'a. Nie kiedy zwykly usmiech odbiera mi oddech. Czuje ze zaraz zemdleje.
To bedzie pieklo.