My Beloved Wife - jedyne opowiadanie GZ, od którego mnie nie odrzuciło. Zastanawiające. Tytuł w pełni odpowiada treści.
Deejonaise - miałam czytać, nie zdążyłam. Chyba tym razem to nie jest AU bez kosmitów...
Piraci - na razie jest tego sam początek (albo jestem gapa).
Maxeo i Liziett... Czasami było przezabawne - Maria mówiąca o gwizdku w razie chęci ucieczki i prezerwatywie w razie braku chęci ucieczki
![Wink :wink:](./images/smilies/icon_wink.gif)
Max przebywający w Lizlandzie, Liz-radar, określenie Kyle'a "Maxeo i Liziett", no i cały Max w pierwszej części, tzn. tej do momentu walenia Michaelem o ścianę i całowania Liz na korytarzu. Potem już mi to trochę zjechało, przy jeziorku skojarzyło mi się z Busted. Ale po przeczytaniu miałam wrażenie, że niektóre kwestie umiem na pamięć. I z tych nawiązań mięedzy R&J a M&L to jeszcze balkon mi się spodobał... Jedna rzecz mnie rozśmiesza - jeśli autor chce wepchnąć Maxa i Liz do óżka, to to najczęściej jest łóżko Liz, a jej rodziców nieodmiennie wysyła się do Santa Fe bądź Albuquerque (przekręciłam tą nazwę... Kto to widział tak nazywać miasto?!). U Maxa byłoby za dużo ludzi do wypychania...
Każde opowiadanie Breathless kończy się w łóżku. A Walk In A Park zdobyło ostatnio nagrodę na najlepszy Dreamer fic.. Troszeczkę mnie to zdiwiło, choć gdy czytałam to jeszcze nie na swoim komputerze, tłumiłam śmiech. Pies był najlepszy. Max dziwkarz i Liz - niewinne dziecię. No dobrze, nie dziecię... Ale właśnie z AWITP pochodzi najlepsza scena, która faktycznie była urocza...
![Razz :P](./images/smilies/icon_razz.gif)
A teraz pytanie natury... gatunkowej? Załóżmy. Nagrodę za najlepszy "Fluff Fic" dostał Jasper i jego "Mouth" (taa... nie dziwię się....). Runner-up było "Jet Lag" marteloise, ale o ile dobrze zrozumiałam, to "fluff fic" oznacza coś w stylu NC-17, tak? To dlaczego runnerem było "Jet Lag", co, chodziło o to, że Liz utopiła komórkę w wychodku...?
No i dygresja, całkowicie nie na temat. Mogłabym chyba mieć na imię "Dygresja"... Byłam wczoraj na "Carmen", wróciłam wpół do dwunastej i byłam zbyt padnięta by zrobić cokolwiek z moimi wrażeniami. Teraz padnięta już nie jestem, przyjaciólka siedzi w szkole muzycznej, zresztą - ona też była na Carmen, tata wybył, więc padło na Was
![Mr. Green :mrgreen:](./images/smilies/icon_mrgreen.gif)
W pierwszym akcie Carmen robiła coś dziwnego ze swoim głosem. Chyba nie wiedziała, czy ma śpiewać wyżej czy niżej, a ja dziękowałam Bogu, że nie miałam przy sobie żadnego pomidora, żeby rzucić nim w Don Jose. Co mnie, że on jest Argentyńczykiem, dla mnie w pierwszym akcie nie umiał śpiewać (i kto to mówi...
![Mr. Green :mrgreen:](./images/smilies/icon_mrgreen.gif)
). W drugim akcie poszło mu lepiej, sytuację uratował Escamillo z rewelacyjną arią Torreadora. I wtedy też pojawiły się dwie kobiety o przepięknych głosach, przy których niech się reszta schowa, i w dodatku obie są Anny
![Wink :wink:](./images/smilies/icon_wink.gif)
Tym razem jednak głównie kręciły się po tej scenie a nie śpiewały. W Nabucco obie miały lepsze role. W czwartym akcie już prawie przysypiałam. Nie mogłam patrzeć na tego monstrualnego, maskotkowatego tura na scenie, a i nie było moich ulubionych śpiewaczek... Miejsca nie były za ciekawe, na samej górze niemal, a ja wolę w pierwszym rzędzie, z widokiem na orkiestrę - czasami orkiestra jest ciekawsza niż to, co dzieje się na scenie, poza tym lubię widzieć, co akurat gra i czy są te same osoby co poprzednim razem. No i przeraziłyśmy się z przyjaciółką, bo spotkałyśmy tam dyrektora, trzy nauczycielki i dziesięciu uczniów z naszej szkoły, którzy do opery nie chzodzą... Może byli tym razem dlatego, że to było po francusku? I skąd mieli bilety, których podobno nie sposób było dostać...?
Koniec dygresji
![Wink :wink:](./images/smilies/icon_wink.gif)
lubię operę, a w moim otoczeniu jest tylko jedna osoba, która to podziela, a może raczej pomnaża, bo to dzięki przyjaciółce chadzam na takie rzeczy i to ona pożycza mi płyty... a że teraz siedzi na teorii muzyki...