Zabiją mnie czy mnie nie zabiją...
![Wink :wink:](./images/smilies/icon_wink.gif)
Widzę, że ostatnio na forum zrobiło się nieco ostrzej, więc dwa posty pod rząd, i to w dodatku nie na temat - może będzie mi wybaczone
Pomijając takie atrakcje jak kilometrowe korki na autostradzie w Niemczech i śnieżyca w Belgii, cała zabawa zaczęła się gdy wjechaliśmy do Nantes. Cała klasa dostała niemal histerii ze strachu, a gdy wjechaliśmy na teren szkoły... Miałam ochotę zacząć się śmiać - drzwi autokaru otworzyły się, ale nikt nie wysiada - UFO przyleciało, słowo daję
![Wink :wink:](./images/smilies/icon_wink.gif)
Czułam się jak kosmita (skąd my to znamy, hm...?), a gdy po dziesięciu minutach w końcu na galaretowatych nogach wysiedliśmy - poczuliśmy się jak w zoo, tyle że po drugiej stronie niż zwykle... Oto bowiem Francuzi wyjęli aparaty fotograficzne, a my jak te kurczaki... Fanny jednak mnie nie pogryzła i doszłam do wniosku, że może nawet to przeżyję. Ulżyło mi na widok czegoś tak znajomego jak komputer, ale chwilę potem zamarłam ujrzawszy ich chorą klawiaturę... Potem rzecz jasna zamek nantejski, w którym Heryk IV podpisywał swój edykt, był w remoncie. Mało brakowało, a wdarłaym się tam siłą, ale zaciągnięto mnie pod katedrę i już się nieco uspokoiłam. A ponadto, tego samego dnia ujrzałam reklamę, taką w starym stylu, jako obraz, cukierków z początku wieku, o uroczej nazwie ZAN... Przez pięć minut stałam w toalecie u Fanny i gapiłam się na plakato-obraz. Żałowałam, że nie był mniejszy, poza tym głupio jednak robić zdjęcia w toalecie u mojej Francuzki... Potem zwiedzaliśmy plaże i napadło mnie na muszle (które teraz leżą w wannie. Nie bardzo chce mi się do nich zabierać... Troszeczkę śmierdzą, ale nie pozbędę się ich - zdobycz wojenna
![Wink :wink:](./images/smilies/icon_wink.gif)
) W oceanarium (z francuskiego - ocearium) cała klasa dostała hopla na punkcie pingwinów, przykleiliśmy się do barierek i nie dało się nas odczepić. Nakarmiono mnie serami i owocami morza, serów się nie czepiam, ale za owoce morza dziękuję. Byłam szczęśliwa jak dali mi coś dorszowatego... W weekend cały czas wędziłam się w towarzystwie przyjaciół Fanny - niepaląca i niepijąca Polka, która w dodatku wszystko rozumie, a przynajmniej sprawia takie wrażenie - chyba byli troszeczkę zaskoczeni, choć jednocześnie szalenie sympatyczni. Wariaci mocno stuknięci w dzieciństwie, ale jednocześnie Van, najbardziej zidiociały i najzabawiniejszy, tak potrafił nawijać o polityce nie tylko Francji, ale i ogólnie, Irak, Czeczenia, USA...
![Shocked :shock:](./images/smilies/icon_eek.gif)
W Mont St. Michel chciałam policzyć schody, ale mnie zmyliło już na samym dole, a na górze pół kliszy poszło na zdjęcia historyczne, bez ani jednej postaci. Przypuszczam, że ludzie po prostu woleli schodzić z drogi komuś z aparate w dłoni i drapieżnym błyskiem w oku - co ja poradzę, że lubię sklepienia, a Mt. St. Michel ma świetną historię...
Nie muszę chyba dodawać, że nazwa opactwa kojarzyła mi się z kosmitą a co więcej, najlepszy przyjaciel Fanny nazywa się Nicholas... Niestety nie bardzo przypomina tego znanego nam Nicholasa. Maxa nie spotkałam
![Sad :(](./images/smilies/icon_sad.gif)
ale za to Chloe, która była nawet podobna do tej od Clarca... (to już chyba pewnego rodzaju zboczenie widzieć we wszystkim coś tak banalnego jak serial o kosmitach
Za to gdy wracaliśmy do Polski zrobiło się ciekawie - na każdym postoju tłum ludzi pędzących truchcikiem do toalety. To musiało ciekawie wyglądać, zwłaszcza, gdy przed drzwiami do łazienek stała kolejka bab, poganiających te w środku... Zaś kilka kilometrów przed granicą z Niemcami w autokarze podniósł się radosny ryk - "IDEA!!!" Chodziło rzecz jasna o zasięg sieci telefonicznych... 38 osób, łącznie z opiekunami, wpatrujących się z rozczuleniem w ekraniki komórek.
Dobrą stroną wycieczki, poza rąbniętą klasą oraz wesołą i wiecznie uśmiechniętą korespondentką była też pogoda - Fanny mówiła na mnie "magicale Ania", bo twierdziła, że przynoszę dobrą pogodę - 25 stopni w jednym z opactw to było coś wspaniałego, poza tym, że pół klasy było chore...
No dobrze, tu takie części, pasjonujące i w ogóle, a ja wyjeżdżam z monologiem o wymianie... Już przestaję.