No, kochani, co jest...? Chyba nie pozwolimy umrzeć naszemu fanfikowi...?
JAKIŚ CZAS WCZEŚNIEJ...
Lodowate powierze owiało jej twarz. Otworzyła ostrożnie oczy - dookoła niej były same wysokie skały, było bardzo ciemno i bardzo zimno. Rozejrzała się dookoła i stwierdziła, że znajduje się w jakimś głębokim... dole? Jamie...? Nie ważne... Ważne było to, że otaczały ją gładkie, strome ściany skalne, że gdzieś w dole, koło jej stóp, chlupotała lodowata woda a powietrze kuło ją tysiącami szpileczek mrozu. Spojrzała do góry - gdzieś w górze kończyły się skalne ściany jej więzienia, a jeszcze wyżej - było niebo zasnute cięzkimi, ołowianymi chmurami. Maria wzdrygnęła się. Było tak zimno... Nie była pewna czy zna to miejsce. Miała wrażenie, że już je kiedyś widziała - ale nie mogła sobie przypomieć ani kiedy, ani gdzie... Było to tylko niejasne wspomnienie...
-Michael...? - zawołała na próbę. Licho wie, gdzie się znalazła, może Czechosłowacy również są gdzieś w pobliżu... Jej własny głos odbił się tylko od zimnych ścian tej pułapki.
-Max? Isabel? Tess!!! - krzyknęła. Poczuła się nagle niesamowicie samotna i opuszczona... Nagle poczuła, jak robi jej się coraz zimniej, jak siły powoli ją opuszczają... Upadła na kolana w lodowatej wodzie, ale nawet nie zwróciła na to uwagi. Była niesamowicie zmęczona... I nagle poczuła się tak, jakby ktoś zamknął ją w ciepłych dłoniach, powoli przywracając ją do życia... Po chwili ogarnęła ją przyjemna ciemmność, już nie zimna, lodowata i przerażająca.
Maria powoli i ostrożnie otworzyła oczy, gotowa natychmiast zamknąć je z powrotem.
-Maria, dzięki Bogu, obudziłaś się! - usłyszała zatroskany głos Michaela i uśmiechnęła się słabo. Nie wiedziała, kto ją uratował, ale było jej teraz tak dobrze....
PISAĆ!!!!!