![Exclamation :!:](./images/smilies/icon_exclaim.gif)
Droga wiodła przez pustynie w kierunku małego miasteczka Roswell. Widok z okien samochodu był przepiękny – zachód słońca na tle skał.
- Jakież to piękne – zachwyciła się drobna blondynka. Jej niebieskie oczy spoglądały to na zachód słońca, to na swojego towarzysza, wysokiego bruneta o pięknych piwnych oczach.
- Tess, Max dojeżdżamy. – odezwał się z przodu Nasado. – Jutro jeszcze nie pójdziecie do szkoły, ale pojutrze już tak. Jutro postaram się znaleźć Raya i poprosić go o oddanie nam kryształów.
- Jak go poznasz? – zaciekawił się Max.
- Zobaczymy. Widziałem go 10lat temu, wtedy się dowiedziałem o jego opiece nad księżniczką i księciem.
- To takie podniecające, wiedzieć że tam mieszka dwoje ludzi podobnych do nas. – odezwała się Tess, i zaraz pogrążyła się w marzeniach. Chociaż z Maxem byli parą, zachowywali się jak przyjaciele, których łączy wspólna tajemnica. Wiedzieli że są sobie przeznaczeni, jako król i królowa i musieli się z tym pogodzić, bo inaczej mogą doprowadzić do zagłady świata. Nie znaczy to, że Tess nie chciałaby mieć Maxa za chłopaka, ale obecnie potrzebowała zmiany. Max odkąd dowiedział się o przeprowadzce do Roswell zmienił się: zamknął się w sobie, spoważniał, rzadko uśmiech pojawiał się na jego twarzy. Tess zastanawiała się czy ma to związek z ich wspólnymi rozmowami za zamkniętymi przed nią drzwiami. Domyślała się , że Nasado więcej powiedział jemu niż jej o Rayu i jego podopiecznych.
Spojrzała na chłopaka. Tak jak ona spoglądał przez okna pędzącego samochodu, ale jego oczy nie wyrażały zachwytu ani podniecenia jak jej, tylko miały wrażenie zamyślonych.
W Roswell była tylko jedna kawiarnia – Crashdown, prowadzona przez państwo Parker. W tej kawiarni codziennie wieczorem, nawet po zamknięciu, siedziała sześcioosobowa grupka przyjaciół. Czasami dołączał do nich mężczyzna. Tak właśnie było dzisiaj.
- Zebraliście liście na jutrzejszą lekcję biologii ? – zapytał Alex.
- Tobie tylko jedno w głowie – liście! Mówisz o tym już od tygodnia! – odezwał się Michael. Przytulał drobną blondynkę o krótkich włosach – Marię.
- Zostawcie szkołę. Mamy poważniejsze rzeczy do omówienia – przerwał im Ray.
- O co chodzi? – zaniepokoiła się Isabel. Nigdy nie lubiła takich przemówień Raya, przeważnie symbolizowały coś złego, kosmicznego, jak na przykład poznanie prawdy na temat Antaru, skórowie. Spojrzała wyczekująco na opiekuna.
- Nie wiem od czego zacząć. Pamiętacie jak mówiłem wam, że oprócz Michaela i Isabel jest jeszcze dwójka obcych i ich opiekun. Otóż dzisiaj wychodząc tu do was zastałem pod drzwiami liścik, zaadresowany do mnie, tylko z tym wyjątkiem, że pisało na nim Neat, a to moje antarskie imię.
- Co chcesz przez to powiedzieć? Że przybyli do miasta „Oni”? – zapytał zaskoczony Michael. Pragnął poznać takich jak on ludzi, ale nie był jeszcze gotowy, i nie chciał tak z zaskoczenia, a co jeśli oni będą wrogami?
- Pisało, że tylko Nasedo jest w Roswell. Ale nie wiem czy można temu wierzyć. Najgorsze że chcę kryształów. Jutro mam się z nim spotkać.
- Tych kryształów?! – wykrzyknął Kyle. - Przecież one nam są potrzebne do uzdrawiania. A on ma tego króla co podobno może uzdrawiać.
- Dlatego zamierzam pójść jutro z Michaelem na spotkanie. Do tego czasu rozglądajcie się za nowymi twarzami.
- Ale teraz w mieście zaczyna się festyn. Jest dużo turystów. – odezwała się Liz. – Wiem coś o tym do w kawiarni od dwóch dni jest tłoczno. – wraz z przyjaciółka Marią obsługiwała klientów. Jej ojciec był kierownikiem.
- Nie będą zainteresowani festynem. Tak mi się zdaje – Ray popatrzył uważnie po wszystkich twarzach. Tak jak on obawiali się Naseda i jego podopiecznych, nie widział czego się po nich spodziewać. Ostatnie spotkanie z Nasedo nie przebiegało w miłej atmosferze. Prosił wtedy, aby zostawił rodzeństwo razem, Zana i Vilandrę, a razem z nimi i Avę. Pamiętał dokładnie ten dzień:
„ Na ulicy padał deszcz, ale nie przeszkadzał on dwóm mężczyznom stojącym na chodniku.
- Zostańcie w trójkę w Roswell. Niech chłopak wychowuje się razem z siostrą, a ty i ja zaopiekujemy się Rathem i Avą.
- Jestem opiekunem pary królewskiej i nie zostawię ich pod twoją opieką. Nie będę wspominał kto doprowadził do katastrofy naszego statku! – krzyknął mężczyzna w kapturze na głowie.
- Kiedy z nimi wrócisz?
- Jak nadejdzie czas. Być może nigdy. Nie jesteście nam potrzebni.”
Rayemu zrobiło się smutno na sercu. Przez ten krótki czas odkąd dzieciaki wyszyły z inkubatorów, a odjazdem Nasedo, bardzo polubił przyszłego następcę tronu. Żałował że nie powstrzymał wtedy Naseda. Teraz bał się, że źle wpłynął jego kolega na młode umysły tej dwójki.
- Michael czas iść do domu! – oderwał się z zadumy. – Isabel, twoja matka dzwoniła do mnie byś szybko wróciła do domu. Pożegnajcie się i idziemy.