OK Hotaru, wyłamujemy się ze skostniałych przyzwyczajeń
How to Disappear Completely - część 19
- Max, masz rację – szepnęła przyciągając go jeszcze bliżej do siebie. Potrzebowała fizycznej bliskości chcąc powiedzieć mu to, co zamierzała – O tym co wydarzyło się między nami - Ukryła twarz na jego piersi i czuła jak mocno bije mu serce gdy tuliła się do jego ciepła.
Hmm… to wszystko co był w stanie wyrazić i po tym jak leciutko całował ją w czoło, czuła jak bardzo był zaspokojony.
By być zaspokojonym potrzebuje jeszcze bardziej jej...całej jej. Nienasycone ręce odkrywały miejsca pod bluzką. Rysowały ogniste ścieżki nisko na plecach, naprzykrzały się gdy tak ciepłe znalazły się w pobliżu piersi. Wtedy pożądanie zawirowało między nimi, jej skóra odpowiedziała na jego dotyk ostrym, elektrycznym wstrząsem. Wywołał cicho jej imię i szybko odnalazł jej wargi. Czuła jak desperacko jej potrzebuje i stało się to iskrą dla jej pragnienia.
Wszystko między nimi zdawało narastać i wznosić w rytm uderzeń powracających i cofających się emocji. Każdy ich zmysł odpowiadał na to inaczej kiedy doznania falowały między nimi, wciągając w napędzający, gorączkowy wir.
Pragnę cię, Liz, Boże jak bardzo. Pogłębił pocałunek i kiedy zdobywał jej usta był jednocześnie gwałtowny i tkliwy. Czuła jak otacza dłonią jej pierś, drażni brodawkę przez miękki materiał biustonosza. Zadygotała i odpowiedzią był jego cichy jęk.
Ich pocałunki stawały się głębsze, prowadził wilgotne usta wzdłuż szyi aż do obojczyka lgnąc do jej skóry. Krzyk chwycił ją za gardło, plątała palce w jego włosach całując czoło i brwi. Pragnęła przelać na niego tę rosnącą w sobie namiętność, chciała by wiedział czym jest dla niej...co z nią robi jego ciało.
I stało się coś nieoczekiwanego. Im gorętsze stawały się fizyczne pieszczoty tym bardziej wyciszały się ich dusze pozwalając dojść do głosu innej miłości. J chociaż tłumione wrzały niezadowolone, i wiedziała że lekko sprowokowane, nagle mogą się odmienić.
Liz łapała powietrze. On je jej dosłownie odbierał – pozbawiał tchu – pożądanie zaczęło ją przytłaczać. Pojawiła się myśl - co prawda trochę męcząca - że powinna opowiedzieć mu o tamtej nocy, sprzed tygodnia. Z jakiegoś powodu wydawało się to ważne ze względu na niego, by wiedział o tym zanim zaczną się kochać...zastanawiała się jak to powstrzymać, ale on w dalszym ciągu ją pieścił. Czuła jego ręce na sobie i nagle gorące palce wsunęły się pod materiał staniczka...
Jego dotyk na jej skórze.
Boże, nie mogłaby teraz tego zatrzymać nawet gdyby próbowała.
To takie piękne, odetchnął z głębi duszy. Poczuła rosnący lekki dreszcz emocji po tych słowach.
Twoja dusza jest taka piękna, przycisnął twarz do jej włosów.
Wiesz, że ją widziałem ?
Połączoną z moją ? miał głos pełen czci dla tego cudu.
Uśmiechnęła się i odpowiedziała ciepło z obawą w sercu,
I teraz jesteśmy połączeni na zawsze.
Po tych słowach coś przesunęło się między nimi – ale zaskakujące było wrażenie nagłego smutku jaki odczuła w nim, jakby ujawniły się niepewność i niepokój.
Co w nim wyczuwała ? Męczyło ją, że nie mogła tego zdefiniować.
Ale wtedy zrozumiała jego emocje…obawa…wątpliwość...tak nagle w trakcie tego niewiarygodnego połączenia.
To ty jesteś piękny, szybko go zapewniła. Zarzuciła mu ręce na szyję i przycisnęła ciasno do siebie. Znieruchomiał, wysunął dłonie i objął ją luźno w pasie.
Ta zmiana była tak niespodziewana...i miała wrażenie że ciepło od nich ucieka. Ale wiedziała, że tak być musi, że jest częścią tego co odsłaniali przed sobą.
Zmagał się z czymś - to było aż za bardzo widoczne – Liz czuła jak go przytłacza...ich oboje. I jeszcze ta cisza. W końcu z głębi ich dusz usłyszała go, tak bardzo niepewnie.
Boisz się Liz ? Chyba...to...cię nie przeraża ?
Uśmiechnęła się lekko, ogarnął ją spokój kiedy pojęła co go martwiło.
Max, przecież ci mówiłam, że nigdy nie będę się ciebie bać.
Wybiegł myślami do przodu, od razu otoczyły ją jego myśli i wrażenia.
Wiem, ale to połączenie...ukształtowało się w sposób tak...bardzo nieziemski....Poczuła jego krótkie wahanie,
Boże, muszę to powiedzieć, Liz. To, co się teraz wydarzyło.... jest tak zupełnie obce... Wreszcie zdradził się z czym walczył.
Jego słowa były tak pełne obaw, wrażliwe i sprawiały jej ból.
Może nie chcesz tego...
Odsunęła się trochę i spotkała jego spojrzenie.
Jak mógł nawet pomyśleć że mogła go nie chcieć...nie pragnąc ? Zobaczyła łzy w jego oczach i...niepewność.
Może nie byłaś gotowa na tak wiele doznań między nami...?
I wtedy odczuła panikę która wybiegła z ich dusz i uderzyła w nią z całą siłą. Bał się teraz, bał się, że kiedy się przed nią zupełnie otworzył...nie wiedział czy nie odejdzie od niego.
Znowu, jak tamtego dnia w jaskini.
Jak wtedy gdy myślał, że spała z Kylem.
Zaświtało w niej zrozumienie kiedy wpatrywała się w złote oczy Maxa w których skrzyło się tyle zmieniających się uczuć. A wydawało się, że w ich przebudzonych, połączonych duszach wszystkie ciemne miejsca zostały oświetlone, jakby po prostu było im to przypisane. Okazało się jednak, że nie, należało więc znieść wszelkie przeszkody bo tylko wtedy ich związek stanie się doskonały. Ponieważ ich dusze były jednością, po prostu nie mogły w nich istnieć żadne tajemnice, tylko kompletna jasność.
Liz przysunęła się, zdeterminowana sprawić aby poznał jej serce.
Max, odczuwam i rozumiem każdą rzecz która ciebie dotyczy. Jak cokolwiek mogłoby mnie dziwić ? Myśli i wrażenia przedzierały się przez jej umysł i serce – nie umiała ich powstrzymać.
Wyciągnęła rękę i przycisnęła dłoń do jego serca.
Pragnę tego...pragnę ciebie. Jesteś wszystkim czego potrzebuję.
Liz… patrzył w podłogę i poczuła przygniatający ją ciężar – a więc było coś więcej. Chciał coś ukryć a jeszcze rozpaczliwiej chciał to wyjawić. Położyła mu rękę na ramieniu - Tak ? - zachęcała, nawet kiedy czuła, że zaraz odpowie. Ale czekała by mówił do niej sercem. Musiał to powiedzieć – to było decydujące dla ich związku by dotrzeć poza tę blokującą ich barierę.
Ściągnął brwi i czuła jak ze sobą walczy chcąc odsłonić ostatnie, sekretne miejsce.
A potem spokojnie zaczął mówić - Kiedyś powiedziałem ci, że to ty czynisz mnie człowiekiem - zatrzymał się i nieśmiało popatrzył na nią. Uśmiechnęła się ciepło, skinęła głową wiedząc, że każde jego słowo zbliża go do ich ostatecznego połączenia. Musiał tylko wyrazić swoje najgłębsze obawy i podzielić się nimi.
- Ale nigdy nie powiedziałem, że jeszcze mocniej rozbudzasz moją obcą naturę – skończył szaleńczym szeptem nie patrząc na nią.
Coś we mnie budzisz, Liz...
Ujęła w dłonie jego twarz chcąc zmusić go by spojrzał na nią.
Max…
Ciągle miał spuszczony wzrok.
Max, powtórzyła stanowczo. W końcu podniósł na nią oczy.
Kocham cię. Całego...powiedziała ściskając jego dłoń zachęcając go do słuchania jej sercem.
Zamknął oczy i kiedy ciągnął dalej, przebiegało przez niego tyle emocji.
Pobranie się naszych dusz...podoba mi się to nieziemskie uczucie. Ale jednocześnie przeraża, bo jest w tym coś dzikiego, nieopanowanego...Mój Boże, właśnie pobraliśmy się. I w tym nie było nic ludzkiego. Utkwił w niej oczy i jakby pod wpływem tych słów w ich drzemiących duszach coś drgnęło. Mówił tak szybko, że z trudem za nim nadążała.
I jest coś jeszcze, o czym ci także nie mówiłem...odkąd jesteś w moim życiu, moje moce... się wzmogły. Boże, nie mogę udawać, że nie rozumiem kim jesteś dla mnie, Liz.
Max, zaczęła, gładząc kciukiem wierzch jego dłoni. Chciała go uspokoić, ukoić, tak jak on wielokrotnie to robił. Och, od czego zacząć ?
We mnie także coś się budzi...tak się dzieje od dłuższego czasu. I wszystko czego pragnę to być częścią ciebie. Jeżeli mnie zmieniłeś to stworzyłeś mnie na swoje podobieństwo. Za to także cię kocham.
Jego oczy zapadły się w jej oczach i bił z nich taki blask, kiedy na nią patrzył. Nagle zaczął ją całować wciskając się w jej usta a ogarniająca ich namiętność była zdesperowana i wrażliwa. Ich odczucia zaczęły się pogłębiać...elektryczne płomyki przebiegały między nimi strzelając iskrami, które zaczęły zamieniać się w gorejący ogień.
Nie. Jeszcze nie, z rozpaczą zaklinała rosnące w nich pragnienie ale nim cokolwiek wymówiła jego usta wyciszyły się przy niej.
Och,...on myśli że to przez niego.
Max, musimy do końca wyjaśnić wszystkie wątpliwości. Teraz. Jeszcze ci nie przekazałam tego, co powinieneś usłyszeć. Odsunęła się patrząc mu w oczy
. Poznać więcej.
Należy rozwiać wszystkie tajemnice...by pozostała między nimi tylko prawda i jasność w czasie tej nocy, podczas której na zawsze naznaczą swoje serca i myśli.
Czuła rosnące w nim rozterki i wątpliwości ale starała się o nich nie myśleć. Max musi teraz dowiedzieć się o wszystkim...a potem poprosi go by kochał ją długo i czule, a on umieści na ich związku swoje insygnia. Kiedy odciśnie na niej swoją pieczęć i naznaczy ją jako swoją żonę – ona będzie wtedy należeć całkowicie do niego.
Odsunęła się odrobinę i patrzyła na swoje ręce. Puls na nich bił coraz mocniej....Od czego zacząć ?
- Max, wiesz, że nie spałam z Kylem – mówiła cicho. Skinął głową, miał poważny wyraz twarzy, jeszcze ufny i otwarty.
- Ale nie wiesz dlaczego cię okłamywałam – ciągnęła.
Liz, nie musimy teraz o tym rozmawiać. Znam ciebie...i wiem, że miało to coś wspólnego...ze mną.
Odwróciła się zaskoczona.
Skąd wiesz ?
Widziałem siebie...poprzez naszą więź. Jeszcze nie rozumiem dlaczego ale widziałem siebie...i wiem także, że w jakiś sposób sprawiłem ci ból. Czułem to. Jego słowa były ciche, prawie szeptał ale odbijały się w jej myślach.
- Zanim zaczniemy się kochać powinieneś o czymś wiedzieć...zależy mi na zupełnej szczerości między nami.
- Dobrze – powiedział ciepło, pieszcząc jej dłoń. Miała ochotę odpowiedzieć na emanującą energię jaką od niego odbierała, ale zrezygnowała. Chciała uwolnić się od niedomówień, potrzebowała tego jak świeżego powietrza. Nie powinno nic ich dzielić.
Posłużyłeś się granilithem i przyszedłeś do mnie z przyszłości...z 2014 roku...i poprosiłeś, żebym sprawiła byś przestał mnie kochać. Dlatego wyglądało jakbym spała z Kylem ponieważ próbowaliśmy odsunąć cię ode mnie...wszystkie te straszne rzeczy które ci wmawiałam, że nie chcę dla ciebie umierać, i to było po to bo myślałam...Liz rzucała słowami chaotycznie i z drżeniem, nawet się nie zastanawiała czy to co mówi ma jakiś sens –
Prosiłeś żebym popchnęła cię w stronę Tess...
Zobaczyła, że coś zalśniło w jego oczach. Zaskoczona dostrzegła w nich gniew.
Był na nią zły ? Nie wierzył jej ?
Zacisnął szczęki, zobaczyła napięte mięśnie. Ściągnął brwi i utkwił wzrok ponad jej ramieniem, oddalał się....Zaczęła odczuwać strach...i ich więź znowu tak bardzo się wychładzała. Otworzył usta by coś powiedzieć, potem zamknął i przesunął drżącą ręką po włosach.
- O czym teraz myślisz ? - zapytała z obawą – Proszę, rozmawiaj ze mną.
Przebiegł wzrokiem po pokoju, i zaraz skierował go na nią. Widziała rosnący w nim gniew – dostrzegła to w jego pociemniałych oczach.
- Dlaczego miałbym coś takiego od ciebie wymagać ? – powiedział głucho – Czemu miałbym tak cię krzywdzić ?
Boże, on ten gniew kierował do siebie.
- Nie Max – potrząsnęła żarliwie głową – Nie rozumiesz.
- Czego nie rozumiem ? Że namawiałem cię do zrobienia czegoś...- zatrzymał się na chwilę i patrzył przed siebie - ...czego nigdy nie powinnaś zrobić ? Jak mogłem umyślnie sprawić ci tyle bólu wiedząc, czym była dla ciebie obecność Tess?
Ponieważ musiałeś....nie miałeś wyboru.
Wrócił do niej spojrzeniem a złote głębie zamigotały.
Opuściła Roswell z naszego powodu, tego co stało się między nami. Wasza czwórka nie była już taka potężna bo nie tworzyliście całości i twoi wrogowie podbili Ziemię....Byłeś zdesperowany, Max. Ty z przyszłości byłeś zupełnie załamany...wszyscy zginęli. I próbowaliśmy odwrócić bieg zdarzeń.
Max dłuższy czas milczał patrząc na ich splecione dłonie. Nie wiedziała co czuł, więc sięgnęła do ich miłości i poczuła jak gwałtownie rośnie. Była inna, gwałtowna i niemal czuła jak nabrzmiewa między nimi – była strzałą wymierzoną w gniew Maxa i uderzyła w nią z taką siłą, że aż się wzdrygnęła.
A potem zawirowała, szybko łagodniejąc. Przytulił dłonie do jej twarzy i przycisnął do niej czoło.
- Co się właściwie między nami wydarzyło, Liz ? - jego głos był modlitwą, krótkim oddechem.
Zamknęła oczy ponieważ dochodzili tam dokąd oboje zmierzali.
Kochaliśmy się w noc koncertu Gomeza....kiedy przyszedłeś do mojego pokoju.
I wtedy zamilkła...ich miłość na moment się wyciszyła i każdy szczegół w jej pokoju nabrał wyraźniejszych kształtów. Popołudniowy blask słońca na podłodze, gwiazda Davida na ścianie, zasłona w oknie poruszana leniwie wiatrem...chwila stawała się wiecznością.
Powiedziałeś mi, że wtedy to przypieczętowaliśmy - dokończyła w końcu –
i stąd wiem na temat naszego połączenia. Ty z Przyszłości nie mówiłeś o tym ale moje serce wie, że próbowałeś zatrzymać Tess.
Trwała głęboka cisza.
Popatrzyła na niego nieśmiało ale miał zamknięte oczy.
O czym myślał ?
Ale nim zdążyła zapytać, ukląkł przed nią. Ujął jej dłonie i przycisnął do warg.
- Wybaczysz mi Liz ? Te okropne rzeczy ? – podniósł na nią oczy tuląc jej ręce w swoich, poczuła lekki dreszcz na skórze – Za to jak traktowałem cię później....i w Copper Summit ?
Pochyliła głowę i pocałowała go w czoło –
Nie ma czego wybaczać...niczego, Max. Ale nie mogę bez ciebie żyć. Teraz jestem tego pewna bardziej niż kiedykolwiek.
Znajdziemy sposób by załatwić to z Tess...powstrzymać ją by nie wyjechała, obiecywał gorąco.
Zadrżała po tych słowach. Przez to, co wydarzyło się po południu, faktycznie starała się nie myśleć o Tess. Max wyczuł niepokój, położył dłoń na jej udzie i ścisnął uspokajająco.
- Wymyślimy coś...opowiemy jej to, co wiemy.
Nakryła dłonią jego rękę i wolno skinęła głową. Poczuła jak ich miłość zaleca się do niej, namawia ją, i kiedy popatrzyła mu w oczy zrozumiała, że on to uczucie wywoływał. Pragnął by w nich wezbrało. Pomału podniósł się i usiadł na brzegu łóżka.
- Liz… - miał zmieniony, niski głos. Przysunął się, czuła ciepło jego oddechu na twarzy i usłyszała jak mówi z głębi ich dusz.
Już nie ma więcej tajemnic. Teraz pozwól mi sprawić byś należała do mnie. A ja całkowicie oddaję się tobie.
Policzki jej zapłonęły i czuła jak ciepło obejmuje całe ciało.
Ponieważ teraz zostaną położeni nadzy....i będą należeć do siebie.
Zatopili się w swoich oczach, ich nierówne oddechy zlały się w jeden rytm. Wsłuchiwała się przez chwilę w otaczającą ich ciszę. Ich chwilę.....i w końcu wyszeptała najtkliwiej jak umiała.
- Kochaj mnie, Max. Proszę, kochaj się ze mną.
Cdn.