Z dużymi oporami przystępowałam do pracy nad tą częścią. Zastanawiałam się czy w ogóle ją tłumaczyć i publikować na forum ze względu na zróżnicowany wiek czytelników, czy nie zrezygnować z niektórych opisów. Ale wiedziałam, że byłoby to nie w porządku wobec autorki a także nas. Bardzo trudno oddać fizyczną miłość zwłaszcza, że tak niewiele jest jej pięknych opisów, by nie wzbudzały niesmaku lub nie zmieniły się w ckliwy, harlequinowy wątek. Jednak ufałam Deidre ponieważ ona dodała do tego wymiar duchowy. Prowadziła mnie przez zakamarki własnych wyobrażeń i uczuć jakim obdarzała swoich bohaterów, i nie zawiodłam się. Być może ta część będzie szokująca dla niektórych ale może odbiorą go jako część ludzkiej natury, coś cudownego, co może wydarzyć się między dwojgiem ludzi pod warunkiem, że darzą się głęboką miłością.
Z podziękowaniem dla RosDeidre oddaję Wam to, co we mnie budziło jedynie wzruszenie.
How to Disappear Completely - część 20 [NC-17]
Och, Liz - oddychał chrapliwie. Ujął jej twarz w dłonie, przywarł wargami do ust i bardzo delikatnie rozpoczął zwodniczą, drażniącą grę. Chciał zadowolić ją w sposób o jakim nigdy nie śniła, którego istnienia nie znała i dlatego celowo się nie spieszył.
Był napięty do granic, ich zbliżenie doprowadzało go do szaleństwa ale był zdecydowany przedłużać je jak tylko to będzie możliwe by dać jej jak najwięcej radości. Całe popołudnie czuł ją głęboko w sobie, i siebie w niej...ich połączone dusze kochały się bezustannie jak w jakimś zmysłowym tańcu.
I w dalszym ciągu z takim wzruszeniem jej dotykał.
Zachłystywał się ze szczęścia na myśl o tym co się stanie, chwilą która miała nadejść...tym, że mogli odkrywać się w sposób tak nieskrępowany. Zamknął oczy i upajał się obecnością Liz, tak delikatną w swoich ramionach, ciepłem jej ust przy swoich. Ich miłość wrzała, zaczęło przygniatać ich pożądanie, tak wrażliwe i rozbudzone.
Przeciągał pocałunki wzdłuż krtani aż do obojczyka. Zatrzymały go na moment ciemne pieprzyki znaczące jej skórę, dotykał ich koniuszkami palców i także gorąco całował. Dotarł do nasady szyi, przycisnął mocno usta i ssał delikatnie. Miał nadzieję, że obdarzy ją
mnóstwem lśniących malinek – potem, kiedy skończy i tak uleczy każdą z nich. No, może zostawi jej jedną lub dwie, żeby miała co odnaleźć kiedy go już przy niej nie będzie.
Coś, co będzie pamiątką po ich nocy – obietnicą kolejnych pieszczot na przyszłość.
Usłyszał cichy śmiech.
Naprawdę mocno się skupiłeś na tych malinkach, Max.
Uśmiechnął się i całował ją jeszcze goręcej.
Chcę cię sobą naznaczyć.
Już to zrobiłeś, miała schrypnięty głos,
Jestem zupełnie twoja.
Podniósł głowę i popatrzył na nią – Nie całkiem – szepnął – Ale będziesz.
I nagle przestraszył się kiedy zdał sobie sprawę, że nie ma zabezpieczenia. Usłyszała go poprzez ich zespolenie i uśmiechnęła się miękko.
W porządku, Max, zapewniła go.
- Nie – potrząsnął gwałtownie głową – Nie, powinniśmy mieć...
Nie martw się. Co prawda nie jestem katoliczką ale znam metodę cykliczną.
Uśmiechnął się do niej i odganiając jej włosy z twarzy poczuł się zakłopotany.
Naprawdę znam swoje ciało....i będzie dobrze, obiecywała.
Uspokojony, pociągnął ją w dół i położył na łóżku wsuwając nieśmiało ręce pod koszulkę. Czuł pod palcami miękką skórę, tak naelektryzowaną poprzez ich połączenie. Miała wysoką gorączkę...ale to go już nie martwiło. Wiedział, że pojawiła się w wyniku ich zaślubin.
Podobało mu się, że dysponował mocą potrafiącą rozpalić w niej ogień, doprowadzać do wrzenia jej ciało i duszę. Na myśl o tym serce zaczęło mu bić jak szalone i mógł tylko wydobyć z gardła zdławiony jęk. A ona, przyciągnęła go mocno by czuć go jeszcze bardziej i być bliżej niego. Dreszcz przebiegł po nich, kiedy położył się na niej. Czuł swoje twarde wzniesienie naciskające na jej nogę – wiedział po tym jak drgnęła, że poczuła to także, zaskoczona tak intymną bliskością.
Och, ale nie była przestraszona....czuł jak bardzo go potrzebuje i to jej pragnienie przebiegło jak strzała wzdłuż ich wewnętrznego połączenia. Głębokie uświadomienie sobie tego faktu było dla niego porażające. Przycisnął się do jej bioder, czując jak mu odpowiedziała napierając delikatnie na niego, w powtarzającym się powolnym rytmie. I przy każdym ruchu gdy ich ciała zbliżały się do siebie, miłość odpowiadała na ich wołanie domagając się...więcej. Ich dusze, tak teraz oplątane tańczyły, kochały się – a ciała próbowały je dogonić. I ten dodatkowy, fizyczny wymiar potęgował odczuwane doznania, przenosząc ich w jeszcze głębsze i tajemnicze miejsca.
Max nie sądził, że to możliwe.
Przysunął się jeszcze bliżej do niej i zdał sobie sprawę jaka jest pod nim drobna i krucha. Zawahał się na moment, uniósł i patrzył w ciemne oczy. Otuliła miękko dłonią jego policzek i nagle, kiedy tak patrzyli na siebie, to gorączkowe pragnienie złagodniało. Ten zwykły gest sprawił, że namiętność nabrała innego wymiaru przywracając pełną tkliwości i czci ciszę. Przycisnął usta do jej dłoni całując czule.
Ta kobieta którą kochał, tak piękna i delikatna może zmieniać go w każdej chwili. Potrafi nad nim panować i szeptem wiatru rozkazywać jego uczuciom – umie go wyciszać i rozbudzać. Był zupełnie bezsilny w jej rękach ale nie dbał o to, że ma nad nim taką władzę....nad ich duszami i jego ciałem.
Jesteś moją królową – szeptał spokojnie, przeczesując jej włosy palcami.
I po tych słowach ich zespolenie rozgorzało ogniem jak podpalone iskrą, szalejąc po skórze, tańcząc pośród nich, przyciągając jeszcze bliżej.
Przygarnęła gwałtownie jego usta do swoich, usłyszał jak z gardła wydobyła niski dźwięk. Drżącymi rękami począł pieścić ją pod koszulką docierając do piersi. Otulał je dłońmi przez materiał biustonosza, dotykał i drażnił brodawki. Czuł jak przy najlżejszym dotknięciu nabrzmiewają i sztywnieją gdy rozbudzał je palcami, i niemal się zatracał. Nieporadnie usiłował odpiąć jej bluzkę okrywając pocałunkami krtań, ucho, szyję. Trudno mu było poradzić sobie z guzikami kiedy tak bardzo chciał pozbyć się koszulki.
Ujęła łagodnie jego palce, uspokoiła rękę tak desperacko walczącą z upartymi guzikami. Uśmiechnął się w jej włosy kiedy pomału zaczęła rozpinać guziki i cofnął się w chwili by zobaczyć jak materiał rozsuwa się na boki odsłaniając nagą skórę. Patrzył na nią i miał wrażenie, że serce zatrzymuje mu się w piersiach.
Była dokładnie taka o jakiej śnił – kremowa skóra naznaczona ciemnymi pieprzykami, które uwielbiał. I był zdumiony, że biegły jeszcze niżej, do miejsc jakich nigdy nie oglądał. Jedną miała na piersi tuż przy krawędzi biustonosza i przycisnął do niej wargi. Pragnął ją pochłonąć. Wsunął dłonie pod plecy rozpinając staniczek z zaskakującą zręcznością.
To było dużo łatwiejsze, uśmiechnął się nieśmiało.
Zasłużyłeś by ci pomóc – droczyła się.
- Umm… jęknął miękko odsuwając biustonosz. Piersi znajdowały się teraz pod jego rękami, pochylił się, znaczył językiem skórę wzdłuż pieprzyków docierając do brodawki i objął ją ustami. Nabrzmiała pod jego pieszczotą a on napawał się smakiem tego cudu. Drażnił łagodnie językiem, igrał z nią i poczuł jak Liz drżała lekko pod jego dłońmi.
Max, krzyknęła, wsunęła gwałtownie palce w jego włosy. Przycisnęła do niego biodra.
Doprowadzasz mnie do szaleństwa – dyszała.
To dobrze....mruczał,
że tak dzieje się z nami już teraz.
A potem zrobiła coś, co było dla niego kompletną niespodzianką. Zsunęła go z siebie i szybkim ruchem znalazła się na nim.
Boże, Liz ....już wystarczająco byłem zakłopotany – odetchnął uśmiechając się do niej.
Odpowiedziała mu zalotnym uśmiechem...
Jeżeli o to chodzi, będzie znacznie gorzej, kochanie.
Zaczęła niecierpliwie szukać jego ust. Nawet nie próbowała być delikatna...a przynajmniej nie teraz. Kiedy językiem odnalazła jego usta rozchylił wargi i czuła jak pragnienie wyje w nich....słyszała jak zaczyna dźwięczeć jej w uszach, poprzez myśli i usłyszała odpowiedź jego duszy.
Nie, zdecydowanie nie chciała być delikatna ponieważ to była ostatnia rzecz jaką czuła. Była nieopanowana i zachłanna w stosunku do niego, zwłaszcza po tym jak wcześniej tak długo dręczył jej ciało.
To, jak mocno go odczuwała w sobie, na sobie, napędzało wszystkie jej zmysły, że niemal się zatracała. Zaczął ją kochać jeszcze na zapleczu, a teraz pragnęła mieć go
całego w sobie. Chciała by Max naznaczył ją na zawsze, zdobywając ją dla siebie w ten jedyny, ostatni sposób.
Przesuwała gorące pocałunki wzdłuż linii podbródka, po niewiarygodnie rozgrzanej skórze jaką czuła pod ustami – tę energię wyzwalającą się z nich, przede wszystkim pochłaniało jego ciało, wyciągając ją nawet od niej. Ale wydawało się, że on jest w stanie znosić to fizycznie lepiej, może dlatego, że rodziła się w nim a może było zgodne z jego obcą naturą.
Przyciskała jego twarz do siebie, pieściła językiem miękkie, rozchylone usta. Z trudem oddychał i miała wrażenie, że serce wyskoczy mu z piersi. Zsunął jej z ramion bluzkę, potem biustonosz i rozgorączkowaną, odkrytą skórę owiał lekki chłód.
Uniosła się odrobinę, podwinęła mu koszulkę. Całowała płaski brzuch, skórę na piersiach, sięgnęła ustami do brodawki drażniąc ją przez chwilę i słyszała jak szeptem wymawia jej imię.
Przyciągnął ją gwałtownie przyciskając jej biodra mocno do siebie i zatrzymała się kiedy ich twarze niemal się zetknęły. Wpatrywała się w jego oczy, zasłuchana w urywane oddechy – i była zaskoczona jak były teraz ciemne i wzburzone. Jakby ich kolor zmieniał się wraz z rosnącą bliskością ciał a gdzieś głęboko stawały się dziwnie niebezpieczne.
Powoli podciągała mu w górę koszulkę a on szybko ściągnął ją przez głowę. Oparła dłonie na ciepłej klatce piersiowej zachwycając się tym pięknym ciałem. Był szczupły, umięśniony i miał tak zaskakująco gładką skórę. Obrysowywała kołowe wzory wokół jego brodawek i oddech uwiązł jej w gardle gdy zauważyła, że tamte miejsca lekko migoczą.
- Max – krzyknęła widząc to cudowne zjawisko,
Zobacz, ty lśnisz..
Pobiegł za jej wzrokiem, długie rzęsy rzuciły cień na policzki a potem znowu spotkał jej oczy. Uśmiechnął się leniwie i przytulił dłonie do jej policzków.
Liz Parker, jesteś pełna niespodzianek – mówił czule.
Potem bardzo delikatnie zsunął ją tak, że leżeli teraz na boku, twarzami do siebie – i zadrżała kiedy piersi zetknęły się z jego gołą skórą. Iskierki strzelały pomiędzy nimi, odbijały się rykoszetem kiedy przygarnął ją mocno.
I nagle się ośmieliła.
Szybko poprowadziła rękę w dół między jego uda. Czuła szorstki materiał dżinsów kiedy powoli, pożądliwie zaczęła poruszać dłonią tam i z powrotem.
- Liz – krzyknął głośno, oddychał szybko chowając twarz w jej włosach.
Nie pragniesz tego? zapytała miękko, czuła się trochę niepewnie. Nie chciała go zaskoczyć.
O tak, bardzo cię pragnę – jęknął –
To cudowne uczucie, Liz, tak bardzo cudowne.
I wtedy wolno podciągnął jej spódniczkę, ręce podążyły pomiędzy jej nogi, rozsuwając je lekko i nie mogła uwierzyć jak nagle stała się mokra pod jego dotykiem. Oddzielał ją od jego palców tylko skrawek jedwabnej bielizny, kiedy ją pieścił. Delikatnie pocierał, drażnił i poczuła jak bardzo powoli wsuwa się pod materiał. Usta całowały ją gwałtownie, zachłannie a jednak palce zdobywały ją tak delikatnie...czule wielbiły.
Była taka bezwolna, zupełnie bezsilna pod jego dotykiem, i mogła tylko leżeć w jego ramionach, kiedy wolno wsuwał w nią palec...tam i z powrotem, sprawiając jej przyjemność. Miała wrażenie, że zbliża się do brzegu przepaści do której wiodły ją jego ręce.
Coś zaczęło się zmieniać w ich relacjach, wszystko stawało się bardziej intensywne, uporczywe... to już nie były tylko ciała domagające się więcej, wydawało się jakby także ich zespolenie wymuszało to na nich. Coraz szybciej oddychała, coraz bardziej nierówno, słyszała jak jego oddech dopasowywał się do jej oddechu. Zapragnęła poznać go lepiej i znowu poprowadziła dłoń w stronę jego ud.
Oboje bierzemy w tym udział, Max. Wstrzymał oddech i sięgnął by rozpiąć dżinsy zostawiając je luźno na biodrach. Przesunęła rękę i poczuła pod opuszkami palców miękki materiał spodenek. Niepewnie wsunęła dłoń. Jego serce tłukło się przy jej sercu i zachwyciła się jak biją zgodnym rytmem w ich nagich piersiach. I wtedy go poczuła...coś tak zupełnie innego, nieznanego, nie wyobrażała sobie że mógł być taki w dotyku. Ujęła go i drgnął pod jej ręką. Był delikatny...a jednocześnie niewiarygodnie twardy. Przesuwała po nim palcami i poczuła na nich wilgoć.
Jęczał pod wpływem pieszczoty -
Liz – błagał.
I nagle zadygotała...
Boże, czy coś takiego się w niej zmieści ? Co będzie jak kosmici są dużo...więksi ?
Zaśmiał się cicho i nagle miała wrażenie, że jest tak bardzo nieśmiała i nieporadna. Odsunął się i zaglądnął jej w oczy.
Nie śmieję się z ciebie, Liz – szepnął –
Ale obiecuję ci że pod tym względem jestem absolutnie zbliżony do ludzi.
Roześmiała się razem z nim.
Każdy nerw w jej ciele był teraz napięty...i chciała mieć go w sobie. Dosyć pieszczot i czekania.
Max…
Ale on już odpowiadał na jej wołanie. Zsunął szybko dżinsy, ona pozbyła się spódniczki.
Pozostały tylko ich dwa ciała.
Jeszcze tylko majtki, pomyślała, ale on zrobił to za nią ściągając je szybko wzdłuż jej nóg – i po raz pierwszy, tak naprawdę oglądała jego piękną sylwetkę kiedy pochylał się nad nią. Był szczupły, zgrabny...wszystkie mięśnie miał tak cudownie ukształtowane.
Myślała, że serce przestanie jej bić gdy patrzyła na niego. Wyczuwała jego głęboką radość wybiegającą z ich zespolenia...że podobało mu się wrażenie jakie na niej zrobiło jego ciało.
Przytuliła dłonie do jego twarzy, pociągnęła go w dół na siebie błagając szeptem jak w modlitwie.
- Kochaj mnie, Max...proszę.
Zawahał się, patrząc z uwielbieniem w jej oczy i czuła jak coś w niej wzbiera. Objęła ją nagle cała jego miłość...uderzyła w nią aż do samego sedna jej istnienia. I dokładnie w tej samej chwili poczuła jego nacisk między nogami i bardzo wolno zaczął wsuwać się do wewnątrz.
Och, poczuć go w sobie, dać się ponieść do granic...Tak bardzo go teraz pragnęła.
Przycisnął do niej twarz i wyszeptał czule – Nie chcę ci sprawić bólu, Liz. Za bardzo cię kocham żeby...
Max, proszę....Boże, czuła się taka bezradna, i jej oddech był urywany, nie mogła już myśleć normalnie.
Pragnę cię, proszę.
I jednym szybkim pchnięciem poczuła jak w nią wchodzi, i chociaż odpowiedzią był silny, przeszywający ból, odczuła zaraz jak wypełnia ją jego ciepło.
To było to, czego oczekiwała...tworzyć z nim jedność w każdy sposób. Kiedy był wewnątrz znieruchomiał na moment, gładził ją po włosach całując tkliwie w czoło.
Ich spojrzenia spotkały się i do oczu podeszły jej łzy. Cień padł na jego twarz, wiedziała że rośnie w nim obawa.
Liz, bardzo bolało ? – zapytał miękko -
Czy byłem zbyt gwałtowny ?
Uśmiechnęła się odgarniając mu włosy z czoła –
Nie, Max...nie płaczę z tego powodu. Rozpłakałam się ponieważ to takie piękne...że jesteś we mnie.
Oparł o nią czoło i łagodnie, rytmicznie zaczął się w niej poruszać, tam i z powrotem, a ona odpowiadała mu swoim ciałem.
I wtedy ich więź zaczęła się zaciskać i rozszerzać tworząc swój własny, bliźniaczy rytm w ich duszach....tam i z powrotem, kiedy oni ulatywali w przestworza...i jeszcze dalej.
Szeptał jej imię ciągle i ciągle...z głębi ich dusz...przejmująco głośno.
Każdy moment ich połączenia wywoływał uczucie nieustannego bólu bo nie wierzyła, że ich obecne zaślubiny mogą mieć tak głęboki wymiar. Jego imię wypalało się w jej sercu, jej wyrzynało się w jego pamięci. Tam i z powrotem, przyzywali się wzajemnie w zupełnym zapamiętaniu, jak w chwili trwającej bez końca.
I gdy dotarli do granic uniesienia odczuła, że coś się w nich dzieje. Że łączą się fizycznie, duchowo...a wewnętrzne sanktuarium ich dusz tężeje, spaja się. Kiedy krzyczeli swoje imiona, on jej a ona jego, i wstrząsnął nimi spazm rozkoszy...kiedy drżał w jej ciele i czuła jak gorąca wilgoć rozlewa się w niej...wiedziała.
Po prostu wiedziała.
Że teraz przypieczętowali każdą cząstkę ich zespolenia, że naznaczyli się nieodwołalnie, bez jakichkolwiek wątpliwości...na zawsze.
Cdn.