Nan, ten najpiękniejszy głos na świecie mówił czy śpiewał ?
How to Disappear Completely - część 26 Liz nalewała kawę do filiżanki nucąc ze szczęścia. Nigdy nie miała nic przeciwko temu żeby pracować w soboty rano, lubiła rozpoczynać dzień kiedy większość ludzi wylegiwało się jeszcze w łóżkach. Lubiła chwile kiedy promienie słoneczne igrały na podłodze kawiarni a w całym pomieszczeniu unosiła się pełna wyczekiwania cisza. Za kilka minut pojawią się na śniadaniu pierwsi goście a ona i Maria będą mogły przystąpić do pracy. Ale teraz była tu tylko ona, spokój, wszystko lśniło czystością i kiedy popijała poranną kawę coś jej mówiło, że będzie to wspaniały dzień.Wskoczyła na krzesełko barowe, podparła się na łokciach i otworzyła sobotnią gazetę.
Dlaczego sądzi, że to może być wspaniały dzień ? zastanawiała się. Wychodząc w trakcie wczorajszej rozmowy miała prawo przypuszczać, że ten dzień będzie prawdopodobnie stracony. Ale kiedy Max wyszedł z domu Valentich był w zaskakująco optymistycznym nastroju, miał nawet nadzieję, że wszystko zakończy się jak najlepiej.Kiedy Liz wyrzucała sobie, że tak mocno dała się ponieść się emocjom, Max siadając za kierownicą samochodu uspokoił ją bo był przekonany, że spotkanie przybrało niezły obrót a uczciwe postawienie sprawy przez Liz miało dobry wpływ na Tess.
No cóż, zobaczymy, pomyślała upijając łyk kawy. Drzwi frontowe otworzyły się i podniosła wzrok na wchodzącą do środka Marię.- Witaj moja zakochana ptaszyno – Maria podeszła do niej tanecznym krokiem.Liz odpowiedziała jej uśmiechem – Czemu zawdzięczam to określenie ? – zapytała podsuwając jej taboret.- Och, dlatego bo wczoraj, ile razy patrzyłam na ciebie czy Maxa oboje byliście zupełnie rozpromienieni – tryumfowała siadając obok niej – Tak...i chyba pasuje.- Co w tym dziwnego ? - odpowiedziała nieśmiało Liz, a ponieważ coś w niej zaczęło świtać, zmieszana szybko wróciła do przeglądania gazety.- Oczywiście, że nic, chica – rzuciła – Szczególnie jeżeli chodzi o pewnego osobnika zwanego wcześniej
Ponurym Maxem.
- Ponury Max ? – Liz zdziwiona uniosła brwi.- No wiesz – ciągnęła Maria – Facet z którym w ubiegłym tygodniu miałam do czynienia. Poprawka – przez ostatnie pół roku. Koniec, odszedł Ponury Max a teraz mamy
Radosnego Maxa.Liz poczuła wzruszenie i lekko się zarumieniła. Uczyniła Maxa tak szczęśliwym, że nawet przyjaciele to zauważyli. Ale oczywiście o wszystkim mówiły jego oczy – taki barometr uczuć.Podobnie jak tamtej nocy, kiedy zobaczył ją w łóżku z Kylem.
Boże, już nigdy więcej nie chciałaby zobaczyć go tak zrozpaczonego jak wtedy.- Nie mogę powiedzieć, żebym tęskniła za Ponurym Maxem – odpowiedziała cicho Liz.- Chcesz się wygadać ? - przyciskała ją Maria wchodząc za ladę po filiżankę.Rumieniec coraz głębiej rozlewał się na twarzy. Znała Marię i wiedziała, będzie chciała wydobyć z niej więcej informacji, a rozmowa zaczyna zmierzać w stronę jakiej nie chciała ujawniać. Zupełnie nie była przygotowana żeby dzielić się intymnymi szczegółami, tym co jeszcze wydarzyło się między nią a Maxem. Ale Maria miała swoje sposoby na wyciągnięcie od niej wszystkiego – wręcz w niej czytała.- Więc...rozmawialiśmy i sprawy zaczęły nabierać...- głos jej zamarł. Nie miała pojęcia co dalej powiedzieć – I,...no cóż...- utknęła zdając sobie sprawę, że zaczyna się jąkać.Szybko spojrzała na Marię, która zastygła w trakcie nalewania kawy – Och. Mój. Boże. – Maria otworzyła usta.- Co ?- Zrobiliście to, prawda ?- Maria... - Liz zakrztusiła się ściągając brwi.- Zrobiłaś. Przecież to po tobie widać. To samo z Maxem. O Boże. Oczywiście, że to zrobiłaś – Maria łapała oddech.Liz wstała, odeszła trochę dalej i zaczęła przygotowywać sztućce – Nie wiem o czym mówisz. Wróciliśmy do siebie, to wszystko.- Lizzie. To ja – Maria podeszła do niej – Coś się wielkiego wydarzyło między wami, prawda ?
To za mało powiedziane.Ale przyznanie się do miłości fizycznej miało posmak powierzchowności, nieporównywalny z tym co się rzeczywiście zdarzyło. O tych sprawach nie mogła rozmawiać z Marią – duchowych, świętych, zastrzeżonych tylko dla niej i Maxa.Patrzyła na swoje ręce i czuła jak zaczynają dygotać. Maria była bezlitosna, nic nie zdoła przed nią ukryć. Powoli spotkała pytający wzrok Marii.- Wiele się wydarzyło, Maria.- No, no – położyła ręce na biodrach – I dlatego teraz wyglądasz jak piwonia ?- Kochaliśmy się – przyznała się w końcu cichutko wzdychając z rezygnacją. A potem, wbrew sobie okrasiła to szerokim uśmiechem.- Wiedziałam ! – krzyknęła Maria – Trudno mi uwierzyć że minęło dwa dni a ty mi nic nie powiedziałaś. Nie miałam zamiaru zmieniać się w inkwizytora. To przecież tak bardzo...osobiste.Chwyciła Liz za ramiona – No to mów, jaki jest ten kosmiczny seks ? Myślisz, że podobny do ludzkiego ? A może lepiej ? - Maria zadawała pytania z szybkością karabinu maszynowego i Liz nie nadążała – A co z błyskami ? Widziałaś ich rodzinną planetę ?- Maria ! – krzyknęła, klepnęła ją po ramieniu i rozglądnęła się wokół – Zaraz wejdzie mój tata.- Dobra, ale łaknę szczegółów, dziecinko – prosiła już spokojniej - Dużo, bardzo dużo szczegółów.Liz zastanawiała się jak podzielić się tym co się wydarzyło od ubiegłego tygodnia. Wydawało się niemożliwością by ogarnąć i streścić tę nową więź jaką dzieliła z Maxem – głębokich relacji jakie ich łączyły. Patrzyła na wyczekującą twarz przyjaciółki.Nie mogła wyjawić najbardziej intymnych szczegółów, a jednak zależało jej by Maria poznała ile to dla niej znaczyło – jak ją na zawsze odmieniło.Tylko jedno słowo oddawało to wyraźnie.- Pięknie – szepnęła - To jest piękniejsze niż kiedykolwiek mogło wymarzyć moje serce.Liz zaskoczył widok łez napływających do oczu Marii i wspomniała ze skruchą niepewny związek jej i Michaela.- Było inaczej ? – zapytała miękko – To znaczy, niż gdyby on był...człowiekiem ?Liz kiwnęła lekko głową i zobaczyła jak oczy Marii otwierają się szeroko ze zdumienia.– Zbliżenie jest...silniejsze, intensywniejsze – odpowiedziała.- O Boże. Wiedziałam – Maria tupnęła nogą – Widzisz ? Michael Guerin rujnuje moje życie. Jeżeli nie otrząśnie się z tego gówna, spędzę resztę życia zastanawiając się nad tym co straciłam.- Maria – uspokajała ją Liz – Wszystko się z Michaelem ułoży. Musisz dać sobie trochę czasu.- Tak, jasne – odpowiedziała gorzko.Dźwięk dzwonka nad drzwiami oznajmił przybycie nowego klienta i obie od siebie odskoczyły.- O wilku mowa – zanuciła Maria patrząc na nią z satysfakcją kiedy Max wchodził do kawiarni. Liz podniosła na niego oczy czując znowu rumieńce na twarzy.I poczuła się zażenowana, że wszedł w chwili kiedy rozmawiały o ich kochaniu.- Max – odkaszlnęła podchodząc do niego szybko.- Witaj – odpowiedział ciepło całując ją w czoło – Idę do pracy ale musiałem wstąpić żeby cię chociaż na chwilkę zobaczyć.Liz rozpromieniła się, ich oczy się spotkały i cały świat mógłby teraz przestać istnieć – Tak się cieszę – szepnęła całując go miękko w usta.- Wybaczcie, ale dlaczego ja zawsze czuję się niezręcznie w waszej obecności ? – żartowała Maria.Max uśmiechnął się łagodnie – Spróbujemy zachowywać się grzecznie – krzyknął w jej stronę nie spuszczając oczu z Liz.- Oczywiście – szepnęła Liz spuszczając skromnie oczy – Jak wczoraj na lekcji chemii ?- Świetnie, gdybyś znowu chciała to powtórzyć – śmiał się – moglibyśmy spróbować poeksperymentować w czasie obsługiwania przez ciebie klientów.- Nie, chyba nie - odpowiedziała mu uśmiechem.Ucałował ją jeszcze raz i szepnął do ucha – Ale pamiętaj, propozycja jest aktualna i gdybyś się nudziła, jestem niedaleko.- Nie przypominasz sobie jak ten
eksperyment się skończył ? - zapytała uderzając go lekko po ramieniu.Max pochylił się, przylgnął ustami do jej ucha – I w tym jest problem, że zbyt dobrze pamiętam.Liz potrząsnęła mocno głową – Powinieneś iść do pracy i robić to co ja – odprowadzała go do wyjścia.- Jaka ty jesteś praktyczna.- A ty nie ? – roześmiała się otwierając przed nim drzwi.- Ja ? – zapytał z rozbawieniem – Nigdy.- Do zobaczenia, Max.- Później zadzwonię – obiecał – Na razie, Maria ! – krzyknął przez ramię.- Na razie, Radosny Maxie !
- Radosny Max ? – podniósł w górę brew.- To długa historia – mruknęła Liz wypychając go za drzwi.- Na pewno – uśmiechnął się odchodząc i na pożegnanie posłał jej rozjaśnione spojrzenie.*******Restauracja szybko napełniała się z klientami i teraz o jedenastej wszystko toczyło się zwykłym trybem.
Liz musiała skorygować swoje wcześniejsze rozmyślania – ten sposób spędzania soboty nie należał do jej ulubionych. Mogła pomyśleć o lepszym wykorzystaniu dnia niż obsługa tłumu głodnych gości. W którą stronę nie spojrzała wszędzie widziała uniesione ręce domagających się a to śmietanki, czy dodatkowej porcji kawy.Podbiegła do okna po swoje zamówienie wyprzedzając Marię.- No tak, stolik piąty. Co mu znowu nie pasuje ? – zapytała Maria.- Chodzi o tego despotę ?- Tak, właśnie o niego. Nieszczęśliwy bo mu jajka nie tak leżą na talerzu, zbyt blisko boczku, a to zbyt lejące. Chciał sok z ananasa, nie pomarańczowy – piekliła się – Może mnie ktoś oświecić ? Jak długo będzie się jeszcze czepiał ?- Nie rozumiesz, że ten despota ma pokręcone i wyjątkowe żądania z jedynego powodu ? – Liz odebrała swoje zamówienie i przepchnęła się przed Marię – Zwrócić na siebie uwagę.- To prawda – jęknęła Maria i chwyciła szklankę z sokiem ananasowym.- Olać go – dokończyła Liz wracając do stolika.I wtedy dostrzegła nowego gościa który siadał w pobliżu okna i serce zaczęło bić jak szalone.
Tess. Nie mogę zająć się tym teraz, pomyślała niosąc do stolika dziewiątego zamówione danie.
Nie masz wyboru, przypomniał jej cichy głos.
Odkąd wiesz kim jesteś nie możesz sobie pozwolić na luksus wyboru...Jęknęła i podeszła do Tess która uważnie przeglądała kartę dań.- Cześć – Liz stanęła przy stoliku. Tess uniosła szybko głowę, jej oczy miały nieodgadniony wyraz – Zjesz coś ? – zapytała mając świadomość że jej głos brzmi zbyt chropawo i ponuro.
Boże, weź się w garść, Parker.- Właściwie nie – Tess zamknęła kartę i podała jej - Widzę, że jesteś zajęta więc chcę tylko...coś wyjaśnić.- W porządku – Liz skinęła głową zachęcająco starając się nie zwracać uwagi na rosnący lęk.- Chcę tylko żebyś wiedziała, że już więcej nie będę stwarzać problemów, ani tobie, ani Maxowi – powiedziała szybko i długą chwilę wpatrywała się w blat stolika. Kiedy znowu podniosła głowę Liz zobaczyła jak w jej oczach zalśniły łzy – Nie będę ci więcej wchodzić w drogę.- Tess...- Chciałam żebyś o tym wiedziała, dobrze ? – powiedziała i wstała szybko od stolika zanim Liz wpadła do głowy jakaś inteligentna odpowiedź – I...możecie na mnie liczyć.Nagle Liz coś usłyszała – bicie swojego serca i piosenkę Collective Soul, słyszaną równie głośno.I nie umiała nic wykrztusić, po prostu była zbyt oszołomiona.- Dobrze – odpowiedziała w końcu.- Powiesz o tym ode mnie Maxowi ?- Może sama mu powiesz. Jest teraz w pracy...więc mogłabyś od razu do niego pójść – zaproponowała Liz.- Nie – Tess potrząsnęła energicznie głową i Liz zobaczyła płynące z jej oczu łzy – Proszę, powiedz mu to ode mnie.Liz poczuła dziwne wzruszenie kiedy pomyślała jakim uczuciem darzyła go Tess – przypominając sobie jak wiele ją samą kosztowało odejście od Maxa. Musiało być jej trudno, a jednak zdobyła się na to - i wbrew sobie poczuła ogromne współczucie mimo, że były to tak osobiste sprawy i dotyczyły także i jej.Tess sięgnęła do torebki i wyjęła kopertę – Oddaj mu – wręczyła jej list Marco.- Tess – zawołała za nią.Odwróciła się szybko a Liz dotknęła jej ramienia – Dziękuję. Wiem, że byłam dla ciebie nieprzyjemna.I wtedy Tess zrobiła coś dziwnego – uśmiechnęła się do Liz tymi błyszczącymi od łez oczami.- Zgadzam się ale tak należało zrobić – odwróciła się szybko i wyszła.Liz wpatrywała się w kopertę i przypomniała sobie swoje wcześniejsze przeczucia.
Może to rzeczywiście miał być wspaniały dzień ? ******Szybko zaciągnęła Marię na zaplecze – Czy Brody zamówił już kanapki ? – zapytała.- Nie. Dlaczego ?- Muszę koniecznie porozmawiać z Maxem – zaczęła chodzić tam i z powrotem. Potarła dłońmi policzki – Proszę, nich Brody coś dzisiaj zamówi – zaklinała wszechświat.- Lizzie, czasami jesteś taka tępa - śmiała się Maria.- O co ci chodzi ?- Nieprzytomna. Jeżeli Brody niczego nie zamówi, zrobi to Max – roześmiała się - A ty mu je zaniesiesz. Liz trochę się uspokoiła.
Oczywiście, jak mogła zapomnieć o ich słodkich zwyczajach ? Zbyt długo byli oddaleni od siebie.- Masz rację – uśmiechnęła się - Jasne że tak.- Czy to Tess wyszła ? – oczy Marii niebezpiecznie zalśniły.- Widziałaś ?- Tak. Co ta wiedźma tu robi ? Wylewa te swoje gówniane żale o przeznaczeniu ?- Nie – Liz niemal krzyczała z radości. Powinna się uspokoić ale miała ochotę po prostu zatańczyć kiedy będzie szła do UFO Center – Och, Maria....tak bardzo chciałabym opowiedzieć ci wszystko w minutę.Maria zajrzała do kawiarni a potem szybko oglądnęła się na Liz – A taka najkrótsza wersja ?Liz jęknęła bo Maria nie miała pojęcia jakie to było zawiłe – A co powiesz o Tess dającej nam swoje błogosławieństwo żebyśmy byli razem ? – zanuciła wesoło Liz.Maria przyłożyła jej rękę do czoła – Czy ty masz halucynacje ? Takie są skutki uprawiania seksu z kosmitą ?Liz parsknęła śmiechem – Wiem. To nie do uwierzenia, prawda ? Ale to prawda.Maria chwyciła ją za ręce i wrzasnęła – A może zaśpiewam ci piosenkę z
Czarodzieja z Krainy Oz ? Ding, dong…- Maria ! – przerwała jej – Ona naprawdę była dla mnie miła.- Dobra, a jak zaśpiewam to w myślach ?- Jak w myślach, to w porządku – Liz uśmiechnęła się wracając do kawiarni. Zatrzymała się jeszcze i oglądnęła szybko na przyjaciółkę – Jasny gwint, jak ja kocham soboty – oświadczyła i pchnęła wahadłowe drzwi.******O pół do drugiej zupełnie straciła głowę. Prawie dwie godziny cierpliwie czekała, jednak z UFO CENTER nie wpłynęło żadne zamówienie. Tłumy gości którzy przyszli na lunch zaczęły się przerzedzać, a ona po prostu będzie musiała ponieść konsekwencje jeżeli pójdzie do Maxa bez zamówienia. Zastanawiała się czy się z nim nie połączyć by podzielić się tą cudowną wiadomością ale tak bardzo chciała zobaczyć jakie to zrobi na nim wrażenie kiedy sama mu o tym opowie.I kiedy sądziła, że już dłużej tego nie wytrzyma niespodziewanie zjawiła się Maria z mikserem w ręku.- Zamówienie, wiesz od kogo – powiedziała tajemniczo – Będzie gotowe za dziesięć minut.- Naprawdę ? – uśmiechnęła się Liz.- Chyba zamówił Kosmiczo-Radosny Wstrząs – żartowała Maria – Mamy coś takiego w karcie dań ? Albo trzeba będzie stworzyć.- Porozmawiam o tym z tatą – odpowiedziała jej wesoło Liz – Będzie zachwycony.*******Stanęła na podeście schodów i zobaczyła siedzącego przy komputerze Maxa. Natychmiast podniósł głowę i Liz lekko zadrżała z podniecenia bo niemożliwe żeby ją wcześniej usłyszał.
Wyczuł ją. Podniósł się, poczekał na dole i kiedy zeszła ze schodów pocałował ją szybko w policzek.- Całe przedpołudnie czekałam na zamówienie od ciebie – szepnęła – Umierałam żeby się z tobą czymś podzielić.Objął ją delikatnie za ramiona i poprowadził do biura Brodyego – O co chodzi ?- O Tess – zaczęła i zobaczyła błysk niepokoju w jego oczach – Nie, nie...to naprawdę zadziwiające – Przyszła żeby mi powiedzieć, że zgadza się co do nas – chwyciła go za rękę – Żebyśmy byli razem.Na twarzy Maxa pojawił się wyraz zaskoczenia – Naprawdę ? - zapytał pozornie spokojnie ale Liz usłyszała podniecenie w jego głosie.- Tak – odetchnęła – I powiedziała, że możemy na nią liczyć.Długo wpatrywał się w podłogę aż Liz zastanawiała się o czym myśli, a właściwie zaczęła się już niepokoić. Ale kiedy spojrzał jej znowu w oczy to, co dostrzegła na jego twarzy wręcz zaparło jej oddech.To miało ogromne znaczenie – niosło jakieś przesłanie – bo od tej chwili miało być jego wyniesieniem. Otoczyła go ramionami i przycisnęła do siebie. Odpowiedział jej pocałunkiem jaki poczuła na czubku głowy i usłyszała zadowolone westchnienie.- Och Liz – szepnął – Nie chodził o to że potrzebowaliśmy jej aprobaty, ale...- Wiem – odetchnęła – Absolutnie wiem.Nie miała pojęcia jak długo tak stali trzymając się nawzajem, upajając się smakiem wolności. W jakiś sposób wiedzieli, że w końcu nadszedł czas by byli razem, bez konieczności stawania wobec wyzwań – bez wątpliwości – i dla nich wszystkich był to krok w stronę ich prawdziwego przeznaczenia.I wtedy przypomniała sobie z listu Marco, coś niezwykłego. Mówił o jej darze intuicji...może dlatego wiedziała, że będzie to wspaniały dzień. Bo był naprawdę wspaniały – i jak długo będzie żyła – ten moment będzie dla niej punktem wyjściowym – czymś, do czego będzie odnosić wszystkie kolejne chwile.
To była chwila, kiedy ona i jej miłość ostatecznie została uwolniona.Cdn.
![Image](http://images.snapfish.com/33%3A3%3B93523232%7Ffp54%3Dot%3E232%3B%3D%3B68%3D339%3DXROQDF%3E23234%3C3%3B27248ot1lsi)
Fanart jest twórczości Hybrid-Angel