Moja osobista opinia: najlepszy do tej pory odcinek
Jak to tubylcy mówią: ENJOY
Czapterek fajf.Prawda to bardzo subiektywne doznanie. Wszystko jest kwestia percepcji. Malujesz obraz jak chcesz, żeby wyglądał i nikt nie ma prawa tego kwestionować.Pomyślcie o tym.Dlatego kiedy już powiecie to Wielkie Kłamstwo, okazuje się, że wcale ono takie ogromne nie jest. Dopóki nikt nie zna prawdy tak długo, wszystko układa się w twojej wydzielonej części wszechświata. I tak nie oczekujesz, żeby ludzie tak cię znowu słuchali. Ponieważ INNI ludzie NIE SĄ SPOSTRZEGAWCZY.Oto mała rada dla-jak-jej-tam dotycząca kłamania: To nie jest wcale trudne, a twoje kombinowanie czuć na kilometr. Nie rezygnowałbym z dziennego źródła utrzymania.A oto mała lekcja dla was, żebyście nauczyli wasze prawnuki kiedy wasze żałosne szczątki spoczną na łożu boleści: jak być ludzkim wykrywaczem kłamstw.To mniej więcej idzie tak: znasz swój centralny układ nerwowy? Ten zbiór nerwów, który ludzie lubią nazywać mózgiem?To on właśnie kontroluje większość spraw, pamięć krótkotrwałą, długotrwałą, twój zadziwiający zmysł elegancji i wyczucia mody, twoją niekompletną filozofię kłamania. Dziś skupimy się na tym, jak kontrolować język twojego ciała.Kiedy już sobie siedzisz wyrzucając z siebie całą nagą prawdę to nie zwracasz najmniejszej uwagi na język ciała. Ale kiedy kłamiesz, siedzisz i starasz się kontrolować ciało tak, by wyglądało normalnie. Większość ludzi nie potrafi kontrolować mowy ciała kiedy kłamią, po tym ich poznać.Przykład? Wybierzcie jakąś część ciała.Oczy?Zły przykład.Im bliżej centralnego układu nerwowego tym więcej można kontrolować ciało przy kłamaniu.Wiem, że słyszeliście wiele tych milusich, romantycznych pierdół o oczach. Że to niby okna duszy, że nigdy nie kłamią i inne podobne kretyństwa. Poetyckie, czyż nie?Cóż, może poetyckie będzie i to: poezja to emocjonalna masturbacja, samoobsługa dla podłechtania twojego ego i sprawienia, że czujesz się milusio i ciepluchnio. Rosół dla duszy, w który święcie wierzysz, że uczyni cię lepszą osobą. To prawda, więc daj sobie siana i przejdziemy dalej.Oczy są prawie lepsze w kłamaniu niż WY sami. Uciekaj od centralnego systemu nerwowego jak najdalej. Mowa o palcach, rękach, nogach, o całej generalnie dolnej części twojego ciała, o twoich kończynach.Kiedy kłamiesz kontrolujesz oczy i twarz do tego stopnia, że zapominasz co się dzieje z twoimi rękami. Kwintesencja; większość ludzi sztywnieje i nie robi nic, niektórzy kręcą kręciołka palcami, czynności powtarzane nie wymagają zastanowienia.Właściwie oczy mówią ci, co chce dana osoba, żebyś myślał. Nie jestem zainteresowany oglądaniem obrazków, które inni ludzie namalowali o sobie, że niby są tacy wspaniali, że tak wspaniale mnie znów widzieć, że im zależy na tym, co robię w ten weekend, że rzeczywiście widzieli tajemniczą paczkę szklanek sfruwającą na Tess Harding.Mnie interesuje sedno, te białe kłamstewka, które wyślizgują się właśnie przez ludzkie palce. Większość ludzi wie, że tak naprawdę są nie do strawienia, ale wydaje im się, że nikt inny tego nie wie, ponieważ są takimi doskonałymi KŁAMCAMI. Dopóki jednak nikt nie będzie ich postrzegał jako kłamców musza się ograniczyć do bielusieńkiego, mięciuchnego nieba.Mówię serio, pomyślcie sami.Gdybyście urodzili się w bańce mydlanej, za cholerę nie pozwolilibyście waszemu wewnętrznemu świetlistemu demonowi wyjść na zewnątrz.To kim jesteście to to, kim was postrzegają.To kim jesteście, to produkt waszego otoczenia.Zakład, że jak-jej-na-imię myśli jakim to wyrzutkiem społeczeństwa to ona nie jest tak wstrętnie kłamiąc dla dobra Tess, taka cudowna przyjaciółka. Fakt, że ja wiem, że kłamie jest bez znaczenia i bez znaczenia jest że jej to nie wychodzi – to po pierwsze. Wierzy szczerze, że odwala kawał dobrej roboty, wiec to musi być prawda.Subiektywizm percepcji.Mój subiektywizm percepcji jest niekompletny dopóki nie wniosę w opowieść paru smakowitych kąsków przyniesionych z domu, świeżo po terapii wracam sobie, Izabell i Michael grają w intelektualnego ping ponga.I oto co mówię „jak – jej –tam-na – imię mówi, że widziała paczkę szklanek spadających na Tess.”Pięć minut później ping-pong. Tam i spowrotem, jakby mówienie mogło naprowadzić cię na jakiś ślad prawdy.„Dlaczego powiedziała, ze WIDZIAŁA? Mówi Izabell „Paczkę szklanek? Skąd TO wytrzasnęła?”Ping.„Byliśmy tuż przed jej domem” mówi Michael „Widziała nas, mamy przesrane, wyjeżdżamy”.Pong.„nie możemy po prostu WYJECHAĆ Michael. Jeśli widziała nas, to dlaczego nikomu nie powiedziała?”Ping.„Bo ja wiem? Ale jestem pewny na bank, że nie chcę tu być, kiedy zdecyduje się na mówienie”.Pong.„Może pudełko szklanek faktycznie na nią spadło, może Liz wcześniej jej nie widziała i weszła na zaplecze dokładnie kiedy to się stało?”Ping.Mówię „Jaka Liz?”Izabell spoziera na mnie morderczo.Michael mówi „Izabell, to najbardziej debilna rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałem.”Pong.Mówię „Tak ma na imię? Liz?”Izabell mówi „Michael, pomyśl. Budzisz się zakrwawiony po środku jezdni zastanawiając się jak się do takiego stanu doprowadziłeś. Co robisz? Prawdopodobnie poszła do domu Liz, to znaczy, do domu przyjaciółki, no nie? I prawdopodobnie wymyśliły to kłamstwo, żeby zatkać ludziom usta, gdy zaczną pytać co NAPRAWDĘ się stało, a co się naprawdę stało, ona nie wie.”Ping.Mówię „racja.”Sęk w tym, że Izabell nie chce opuszczać rodziców, nie chce wyjeżdżać z miasta.Michael mówi „zbyt niebezpiecznie jest zostać.”Pong.„Racja” mówię.Sęk w tym, że Michael chce wyjechać.Potem oboje patrzą na mnie i Izabell mówi „Co myślisz Max? Kiedy rozmawiałeś z Liz, to co, wyglądało na to, że o nas wie?”Biorę gryza z mojej po-sesyjnej kanapki i pytam „Kto to Liz?”Izabell zamyka oczy „Jak-jej-na-imię, Max. Liz to jak-jej-na-imiꔄA” odpowiadam.Michael patrzy na mnie gniewnie „Zgrywanie kretyna staje się nudne Maxwell.”Rzucam mu moje „no cuś ty’ spojrzenie.Spojrzenie, które mówi „MASZ COŚ PRZECIW?”Izabell „Pieprzyć to, idę do Marii.”Marii?„Kto to Maria?” pytam.„Przyjaciółka” odpowiada i wychodzi.Patrzę na Michaela „Odkąd to ona ma przyjaciół?”Michael bierze moją kurtkę, wkłada ją „Widocznie przestałeś być tak zabawny jak dawniej.”„Śmieszne.”„Staram się.”„To moja kurtka.”Wzdryga ramionami „CYA Max”„Gdzie idziesz?”„Do domu kumpla.”„Jakiego kumpla?” pytam.Michael odpowiada „Znasz go jako jak-mu-tym-na-imię”.I oto ja w moim wstrząśniętym małym światku, Biedny mały ja bez przyjaciół.Mama wtyka głowę do pokoju i pyta „gdzie wszyscy poszli?”„Mają mnie dosyć.”Potrząsa przecząco głową i mówi „Niemożliwe.”Kocham moją mamę.Mówi „Chciałam pójść do spożywczego, masz ochotę pójść ze mną?”Wzdrygam ramionami.„Zrobię ci kanapkę z masłem orzechowym i Tabasco kiedy wrócimy” szantażuje.Stawia mnie na nogi w dwie sekundy „Ok.”Mówi „Weź kurtkę, robi się chłodno.”Moja mama ma jeden z dylematów hipermarketowych. Wiecie, życiowe wyzwanie podjęcia decyzji dotyczącej niezgłębionego problemu wyboru pomiędzy masłem orzechowym tłustym i bardziej tłustym.Cierpliwie czyta naklejki, zastanawia się. Jedno ma mniej tłuszczu, ale to drugie mniej sodu. Pozostawia mi wybór i kręci nosem.Ja i tata lubimy chudsze ale mama i Izabell wolą bardziej tłuste. Moja mama myśli, ze wybranie konkretnego rodzaju masła spowoduje, że albo ja albo Izabell poczujemy się mniej ważni dla niej. Ciężko jest być mamą.„Weźmy to bardziej tłuste” mówię.„Ale ty NIE CIERPISZ Tłustego.”„Nie to, że nie cierpię , tylko... ono jest takie... tłuste.”Uśmiecha się i wrzuca do koszyka oba gatunki.Mówię „Dobra myśl.”Idziemy wzdłuż korytarza i napotykamy kolejną decyzję życiową: Czekolada miętowa czy waniliowa.To wydaje się pokonać moja mamę. Podczas gdy miętowa jest ładniejsza i smaczniejsza, to waniliowa ma mniej konserwantów.Moja mama mówi, że w dzisiejszych czasach rozkład ciała po śmierci zajmuje znacznie więcej czasu z powodu konserwantów, które wtykają w żywność.Mama wie takie fajne rzeczy.Spogląda na waniliową i bierze głęboki wdech „Musimy porozmawiać.”O-o.„Co zrobiłem?”Uśmiecha się i wkłada waniliową do wózka. „Nic... nic takiego...”„O... to dobrze.”Pcha wózek korytarzem i odwraca się do mnie „Wiesz, ze ja i twój ojciec bardzo, bardzo cię kochamy... bardzo.”„No...tak.”„I gdyby było coś, coś co byś chciał nam powiedzieć, COKOLWIEK, zrozumiemy, nie będziemy kochać cię mniej.”No nie. Niemożliwe.„Mamo, o czym ty mówisz?”Mama serwuje mi ten maminy dobrotliwy uśmiech „Chciałam tylko, żebyś wiedział, że możesz mi wszystko powiedzieć, ok.?”I nagle olśnienie. Moja mama wie, że jestem kosmitą, moja mama WIE, że jestem OBCYM.Mówię „Wiesz.”Potakuje, patrzy na mnie ponieważ odwracając się wpadam na ladę z lodami. „W porządku Max, ja rozumiem.”Ona ROZUMIE?Jak może rozumieć coś, czego nawet ja nie rozumiem?Przełykam z trudem „Czy... czy tata wie?”„Tak kochanie, wie.” Obejmuje mnie i znów odsuwa na wyciągnięcie rąk słodko uśmiechając się „Był trochę... zaniepokojony najpierw. Ale kocha cię, MY cię kochamy. Nie chcemy, żebyś ukrywał kim jesteś, nigdy w życiu nie będziemy się ciebie wstydzić.”Moje oczy Zaraz wyskoczą z orbit „Jak się dowiedzieliście?”„Wiesz, pracuję z mamą Tary Fisher.”„No.. i?”„Chyba Tara jej powiedziała i ...”„Tara wie?”„Nie mówiłeś jej?”„NIE. Boże... mamo.. niedobrze.” Staram się objąć dłonią głowę ponieważ wydaje mi się, że w ten sposób uchronię mój mózg od wycieknięcia z czaszki „Ludzie nie mogą się dowiedzieć. To znaczy, skąd Tara wie, że ja... że ja jestem.. no...”„Gejem kochanie. Nie musisz bać się już tego głośno powiedzieć.”„Gejem?”„Wolisz tak się nazywać, czy może jest inna nazwa?”„Gejem?”Moja mama patrzy na mnie powoli potrząsa głową „Max, dobrze się czujesz? Może nie powinnam była o tym rozmawiać z tobą tutaj, ale nie wiedziałam, jak podnieść temat.”Potrząsam głową, bo może moja szara masa potrzebuje lekkiego rozruchu, by znów zacząć funkcjonować „Mamo... ja nie jestem... gejem.”„Kochanie, w porządku, zrozumiemy.”Potem uśmiecham się, bo tak popieprzone, ze zamierzam zaraz wrócić do domu i wykrzyczeć się ze śmiechu, że o mały włos nie zsikałem się w portki pośród regałów z lodami z powodu jakiejś głupiej plotki.Chwytam mamę w ramiona „mamo, spójrz na mnie, NIE jestem, PRZYSIĘGAM, nie jestem.”Patrzy na mnie i czyste zdziwienie przez nią przemawia. Mam wie, że kiedy tak do niej mówię to absolutnie mówię prawdę. Kiedy patrzę ludziom w oczy nie potrafię kłamać, to zbyt zwodnicze i chciałbym wierzyć, że umiem więcej niż tylko to. A odkąd wiecie, moje życie to jedno wielkie kłamstwo możecie się domyślić, że niezbyt często patrzę ludziom w oczy.Mówi „Więc w takim razie... masz jakiś inny sekret? Co chciałeś, żebym wiedziała?”Myśl Maxwell, myśl. Rusz głową kretynie, uda ci się.Przestaję patrzeć jej w oczy „Mam dziewczynę.”DEBIL. Powinno to być większe przegięcie, o wiele większego kalibru.Mama potrząsa głową „czemu nie chciałeś, byśmy wiedzieli, że masz dziewczynę?”„M-my y... ona…jest y…. Hm.”Oczy mamy powiększają się „Uprawiasz sex?”„Tak! Uprawiamy sex. To znaczy to robię.. robimy...ja i moja... dziewczyna.”Słodki uśmiech znika z twarzy mamy „Maxwellu Phillipie Evans”Krzywię się.Moja biedna mama pogubiła się. Ma dylemat o wiele potężniejszy od wyboru lodów. „TY” mama mierzy we mnie palcem „Musisz cos wyjaśnić mój chłopcze.” Popycha wózek i mruczy jak to ona „Po pierwsze, czemu jej jeszcze nie spotkałam? Co? Jak długo ją znasz? O BOŻE” zatrzymuje się i odwraca się do mnie „Używacie zabezpieczeń?”„Tak, mamo, to nic wielkiego.”„NIC WIELKIEGO? Moje dziecko uprawia sex z kimś, kogo na oczy nie widziałam, kogo nawet nie poczuło się w obowiązku przyprowadzić do domu. Co się dzieje? Jest za stara dla ciebie? To dlatego nigdy jej nie widziałam? ... może ma wszędzie kolczyki i tatuaże?”„Nie, mamo, pokochasz ją, słowo.”Kurwa.„Ja o tym zdecyduję.” Mówi.„Mamo” zaczynam mowę obrońcy „Myślałaś, że jestem gejem i potrafiłaś to zaakceptować, nie pomyślałaś może, że ja ... „„NIE! Zdecydowanie nie brałam pod uwagę twojej ... intymnej... znajomości z kimś... w kim się najpierw... nie zakochasz... a twoi rodzice nie zaakceptują... tej ... tej osoby...i ... i jak ona ma w ogóle na imię?”kurwa kurwa kurwa„Co?” pytam.Myśl myśl myśl. Betty. Nie, nikt już nie nosi takiego imienia. Winniefred. Debbie Gibson.Mówię „Liz.“O Boże.„Gdzie się poznaliście?”„W szkole... to moja... partnerka z zajęć z biologii.”„Córka Parkerów?”Pojęcia kurwa nie mam.„Hmm... no.?”Mama uśmiecha się po sekundzie zamyślona, „To miła dziewczyna, powiedziałabym, że z tych cichych.” Jej uśmiech znika i kontynuuje wyprawę alejkami popychając wózek. „Czy rodzice Liz wiedzą, że ich córka straciła cnotę? Hę? Wiedzą?”„MAMO, nie, nie możesz powiedzieć jej rodzicom, nie możesz.”„Daj jeden dobry powód do milczenia.”„Hmmm... mamo, posłuchaj mnie przez moment.” Staję przed moja mamą i chyba nie czują się na siłach na kłamanie. To tak, jakby ten jeden głupi sekret, który musi sekretem pozostać zmienił się w plotkę i zaczął żyć własnym życiem. Przerażające i zabawne zarazem.Wyobrażam sobie tę dziewczynę biczowana za to, że uprawia sex z tym nowo poznanym chłopakiem. Te dziewczynę siedzącą tam i myślącą, że albo jestem chory psychicznie albo przynajmniej poważnie opętany. No, fajnie, ale tak psychiczny to ja już nie jestem.Przysięgam.Przywdziewam najlepszy z wyglądów ‘biedny mały zagubiony chłopczyk’ i mówię „Mamo, posłuchaj. Nie możesz powiedzieć jej rodzicom, ponieważ najprawdopodobniej nie pozwolą jej więcej się ze mną widywać, rozumiesz?”Mama potrząsa głową.„Mamo, to nie tak, że uprawiam sex na prawo i lewo, ok.? To ona, i my... hm... nawet nie robiliśmy tego za często. Tylko... mamo, my się kochamy, naprawdę.”Spłonę w piekle.Mam traci swój wojowniczy wygląd i tylko ślepo się na mnie gapi „Skąd wiesz?”„Skąd wiem?”„Tak.”Przełknij, mrugnij. „Ona... ona jest... jak ja. Wiesz, cicha, z początku zachowuje się jak debilka.” Uśmiecham się, mama uśmiecha się, bo oboje wiemy, że to akurat prawda. „Ale ona chciała poszukać głębiej, wiesz. Kocha mnie za to, że ... za to, kim jestem. Tak miło jest mieć ją obok, jesteśmy jak, jakbyśmy się nie mogli sobą nacieszyć.”Mama znów nie może wyjść ze zdziwienia. To działa.Mówi „Co jeszcze?”„Znasz mnie mamo, nigdy wcześniej nawet nie dostrzegałem dziewczyn. Ale ona, ona sprawiła, że ją zauważyłem. Nie da się jej zignorować, to pewne. Mówimy sobie wszystko, nawet to co nie jest w nas takie wspaniałe i akceptujemy siebie nawzajem. I my... i ja nie potrafię wyobrazić sobie... bycia z kimś innym... niż ona, nigdy. Jest taka zabawna ... i uczciwa... i troskliwa. A jej włosy są takie... takie miękkie.”„Wystarczy” mówi mama odwracając się ode mnie i wreszcie wychodząc z tej lodowej alejki.„Więc... hmmm ... nadal zamierzasz powiedzieć jej rodzicom?”„Chcę, żebyś był ostrożny Max, nie chcę, żebyś cierpiał.”„Mamo, ja tego potrzebuję. Chcę móc ja widywać.”Oczy mamy odpływają w dół „Ojciec mi się przypomina jak na ciebie patrzę.”Uśmiecham się „Tak?”Potakuje „brzmi jak naprawdę wspaniała dziewczyna.”„Tak, taka jest. Trochę przypomina mi ciebie, wiesz, w ten nie-zdrożny sposób. Jakby akceptowała mnie bez względu na wszystko, jak ty.”To nie brzmi jak kłamstwo, ponieważ opisywana postać nie istnieje. To kogo opisuję to postać, z którą kiedyś chciałbym być. Różowiuchna, miluchna dziewczyna moich marzeń. Słowo klucz: marzenia. Różowiuchny, miluchny ja ma często takie sny.Mam nadzieję, że jak-jej-na-imię nigdy się o tym nie dowie.Mama spogląda i wali prosto z mostu „Więc kiedy w końcu poznam tę WSPANIAŁĄ dziewczynę?”„Poznam?”„Może jutro? Może mogłaby wpaść na obiad?”„mamo, ona naprawdę jest nieśmiała.”„Cóż, nadal zamierzam ją poznać, oficjalnie.”„O.”Cudnie, milusio.Mówię „Daj mi... daj mi trochę czasu.. dobrze?”„Wystarczy tydzień?”„Tydzień?”Potakuje „Przyszły tydzień.”O w mordę.„Oczywiście jeśli nie chcesz, żebym poszła do Parkerów i poznała ją i jej rodziców osobiście?”„Nie nie nie, tydzień brzmi wyśmienicie, cudownie, za tydzień jest ok.”Uśmiecha się „nie mogę się doczekać.”Mruczę.Dam radę.„Więc” zaczyna mama „Mac i Cheese czy Top Ramen?”
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "