AN: Tym razem wróciłam szybciej. Widzicie, staram się poprawić.
![Cheesy Grin :cheesy:](./images/smilies/icon_cheesygrin.gif)
I jak miło powitać nowych czytelników. Witaj elfchick, jestem pewna, że dalej również będzie ci się podobało to opowiadanie. Jest naprawdę wyjątkowe.
CZĘŚĆ 10
Los Angeles, 2012
~Max~
Michael był zajęty od czasu powrotu z wakacji. Zwykle zachodzi do mojej celi parę razy podczas każdej zmiany, żeby porozmawiać i przynieść mi gazetę, albo żeby o coś mnie spytać. Wiem co on próbuje zrobić i nie chodzi o to, że tego nie doceniam. Ale Michael wychodzi stąd każdego wieczora. On nie uświadamia sobie jak destruktywne jest zainteresowanie światem, którego nigdy więcej nie zobaczysz.
Ale ostatnio był trochę odległy – może nieobecny to lepsze określenie. Ciągle tu zachodzi, ale czasami wiem, że myśli o czym innym.
„Oglądałeś wczoraj mecz?” spytałem go, kiedy zaszedł do mnie któregoś ranka. „Słyszałem, że nowojorczycy zostali zmiażdżeni.”
„Taa, byli beznadziejni,” zgodził się, po czym zmarszczył brwi. „Co? Nie - komentatorzy to idioci.”
Uśmiechnąłem się. To było bardziej jak Michael. „Muszę zdać się na to, co mówisz.”
„Nie oglądałeś?” spytał. „Wiem, że puszczali mecz na dole.”
„Nie, czytałem,” powiedziałem mu. „Myślałem o tym, ale... po prostu nie miałem ochoty.”
Michael wskazał na książkę leżącą na moim łóżku. „Ile razy to przeczytałeś?” zapytał.
Wzruszyłem ramionami. Od lat wracam do
Hrabiego Monte Cristo. Czasami czytam całość, a czasem wracam do najciekawszych części. Cały czas wracam do rozdziałów opisujących lata spędzone przez Edmonda w więzieniu. To, jak zmienił się podczas tych lat, prześladuje mnie. Wiedziałem, że zmieniłem się od tamtego dnia, kiedy wszedłem przez bramę tego miejsca. Czasami zastanawiałem się jak bardzo. „Nie jestem pewien,” odpowiedziałem w końcu. „Pewnie dużo.”
„Taak, pewnie,” zgodził się Michael, odległy wyraz twarzy znów zawitał na jego obliczu. Przez minutę wpatrywał się w jakiś niewidoczny punkt, po czym potrząsnął głową. „Hej, dzisiaj też przyniosłem ci gazetę. Jest tam dobry artykuł o wyborach. Podrzucę ci ją po lunchu.”
„Jeśli chcesz,” powiedziałem nie kontaktowo. Nie interesowałem się za bardzo wyborami. I tak nie mogłem głosować.
„Przyniosę.” Michael skinął głową. „Jeszcze wrócę.” Wyprostował się i ruszył dalej wzdłuż bloku, pozdrawiając innych więźniów, których mijał.
Kiedy odszedł, podniosłem swoją książkę, ale nie zacząłem czytać. Miałem sen zeszłej nocy... jeden z tych niezwykle realistycznych snów, które miewam niemal odkąd przybyłem do tego miejsca. Sny zmieniły się na przestrzeni lat, przechodząc z dziwnych wrażeń i jasnych świateł, do bardziej konkretnych obrazów – czasami budynków i ulic, czasami drzew, czasami domów i pokoi. Na początku myślałem, że to zwyczajne sny i nie zwracałem za bardzo uwagi. Ale pewnej nocy, kilka lat temu, zobaczyłem ciemnowłosą kobietę stojącą na moście. Słońce odbijało się w jej włosach i mimo że nie słyszałem jej głosu, wiedziałem, że się śmiała. Wtedy odwróciła głowę.
To była Liz.
W tym momencie się obudziłem walcząc o oddech i zlany potem, zastanawiając się co właśnie widziałem. Od tamtej nocy nigdy nie wiedziałem na pewno czy te sny były wspomnieniami, albo błyskami jak te, które mieliśmy z Liz przed laty, czy też snami, albo czymś zupełnie innym. Czasami zastanawiałem się czy Liz i ja łączyliśmy się jakoś pomimo dzielącego nas dystansu. Może ta nocy w Cambridge, kiedy się kochaliśmy, pozostawiła nas z czymś więcej niż nam się wydawało. Przez lata miałem wiele tych dziwnych snów, ale tylko kilka było o Liz. Większość była jak ten, który miałem wczorajszej nocy. Wdziałem olbrzymi posąg umieszczony pod sklepieniem. Nie byłem pewny jaki był duży, ale we śnie czułem się przez niego przytłoczony.
Kiedy siedziałem na łóżku tamtego dnia, zamknąłem oczy i starałem przywołać w pamięci to, co widziałem. Rzadko byłem w stanie zrozumieć te sny, ale to mnie nigdy nie powstrzymało od próbowania. Za każdym razem gdy miałem jeden z tych snów, spędzałem wiele dni starając przypomnieć sobie każdy szczegół, mając nadzieję, że to dostarczy mi wskazówki co do tego, czym są te sny. Myślę, że robiłem to, bo jeśli te sny były jakąś formą połączenia z Liz, to były jedynym, jakie miałem od czasu naszych emaili niemal dekadę temu.
Los Angeles, 2003
„Max, dobrze cię widzieć.”
Michael siedział naprzeciwko mnie, oddzielony od mnie warstwą porysowanej i brudnej szyby ochronnej. To była pierwsza wizyta od kogoś poza moimi rodzicami i adwokatem w ciągu trzech tygodni, które minęły, od kiedy zostałem przeniesiony do więzienia o najwyższym rygorze, gdzie stan Kalifornia planował trzymać mnie przez resztę mojego życia. Michael sprawiał wrażenie bardzo skrępowanego i nie mogłem go winić. Odwiedzający byli ściśle monitorowani, byli zatrzymywani i przeszukiwani w kilku punktach kontrolnych. „Cześć Michael. Dzięki, że przyszedłeś.”
„Nie ma sprawy,” przytaknął. „Jak się trzymasz?”
„Dobrze,” powiedziałem mu. Wtedy więzienie ciągle wydawało mi się snem. Byłem jakby zamroczony odkąd zostawiłem Liz w Cambridge i myślę, że część mnie ciągle miała nadzieję, że pewnego ranka obudzę się w jej ramionach. Zostawienie jej było najtrudniejszą rzeczą jaką w życiu zrobiłem i zastanawiałem się czasem, czy ona kiedykolwiek mi to wybaczy. Odchrząknąłem i potrząsnąłem głową, starając się odsunąć te myśli. „Wynieśli się?” spytałem Michaela, a on wiedział, że miałem na myśli agentów FBI i policjantów, którzy myszkowali po Roswell szukając mnie.
„Większość z nich wyjechała od razu,” potwierdził. „Kilku chciało zostać, ale nie wydaje mi się, żeby FBI było zainteresowane marnowaniem środków na zamkniętą sprawę.” Ucichł. „Jednak Isabel i Jesse ciągle wyjeżdżają.”
Moja siostra i jej mąż planowali przenieść się do Chicago zanim zgłosiłem się na policję w Los Angeles. Jesse martwił się, że zbyt wiele osób powiązało Isabel z dziwnymi zjawiskami i chciał ją zabrać z dala od szeptów i ciekawskich spojrzeń. Pomyślał, że dobrze by jej zrobiło rozpoczęcie od nowa w innym miejscu. Zgadzałem się z nim. „To dobrze,” powiedziałem do Michaela. „Może ty też powinieneś pomyśleć o wyjeździe.”
Michael wzruszył ramionami. „Gdzie miałbym wyjechać?” zapytał.
„Gdziekolwiek. Nigdy nie chciałeś żyć gdzieś indziej niż Roswell?”
Michael zastanowił się przez chwilę. „Zawsze chciałem mieszkać gdzieś, gdzie zmieniają się pory roku – wiesz, gdzie jest różnica pomiędzy latem, a jesienią,” powiedział w końcu zadumanym głosem, po czym potrząsnął głową. „Nieważne. A tak w ogóle to dostajesz już pocztę?”
Pokręciłem głową. „Jeszcze nie. Powiedzieli mi, że to może potrwać do miesiąca.”
„Liz pisuje do ciebie niemal codziennie. Powiedziała Marii.” Michael się uśmiechnął. „Otrzymasz dużą paczkę listów.” Pochylił się do przodu. „Powiedziała, żeby ci przekazać, że dowiaduje się już o szkoły w Kalifornii.”
Zmarszczyłem brwi. „Dlaczego to robi?”
Michael wzruszył ramionami. „Zgaduję, że zamierza się tu przenieść.” Wyglądał na zaskoczonego. „Chyba nie myślałeś, że ona zamierza zostać w Massachusetts podczas gdy ty jesteś tutaj, co?”
„Dokładnie tak zrobi!” powiedziałem Michaelowi. „Harvard to marzenie Liz – nie może z tak po prostu z tego zrezygnować.”
„Maxwell,” powiedział Michael poważnie, „może nie znam Liz tak dobrze jak ty, ale wiem jedno. W tej chwili jej marzenie to
ty. Nie wydaje mi się, żeby Harvard obchodził ją, jeżeli powstrzymuje ją to przed byciem blisko ciebie.”
„Myślisz, że wolałaby się raczej przenieść tutaj tylko po to, by wpaść tu na godzinę co drugi weekend?” dopytywałem. To było nie do pomyślenia – Liz zasługiwała na dużo więcej niż to. Zawsze wiedziałem, że Liz byłoby lepiej z kimś innym, ale to był pierwszy raz kiedy jej bycie ze mną byłoby tak oczywistą zawadą. Nie mogłem na to pozwolić.
„Mówię ci co myślę, że ona zamierza,” powiedział Michael. „Ona cię kocha Max. Rozumiesz to?”
„Oczywiście, że to rozumiem.” Jak mogłem nie rozumieć po nocy, którą razem spędziliśmy? Tamtej nocy widziałem jej duszę, widziałem wszystko czym ona kiedykolwiek była, a także czym będzie i wiedziałem, że mnie kochała.
„Gdyby było na odwrót,” zaczął po cichu Michael, „nie zrobiłbyś tego dla niej?”
„To co innego,” nalegałem.
„Dlaczego?” zapytał prosto Michael.
Zaczynałem się robić zły. „Po prostu tak jest.”
„Czy w ten sposób zamierzasz jej to wyjaśnić?” dopytywał się. „Bo nie wydaje mi się, żeby ona za dobrze to przyjęła.”
„Gdyby to była Maria, co byś powiedział?” spytałem go.
Michael wzruszył ramionami. „Gdyby to była Maria, wiedziałbym, że próbowanie zmienić jej zdania, jest jak kłócenie się z Urzędem Skarbowym. Z tym, że Urząd Skarbowy czasami przyznaje ci rację.”
Nie był za bardzo pomocny, a ja nie miałem już cierpliwości. „Nie może się przenieść i kropka. Lepiej jej tam, gdzie jest.”
„Liz to inteligentna dziewczyna,” powiedział Michael. „Może powinieneś pozwolić jej zdecydować gdzie będzie jej lepiej.”
„Michael, obaj wiemy co ona by zdecydowała,” odpowiedziałem, kręcąc głową.
„Tak, ale to by była jej decyzja,” przypomniał mi.
Zamknąłem oczy i widziałem tylko Liz przychodzącą tu tydzień po tygodniu, przywiązaną do mnie, mimo że ja nigdy nie będę w stanie dać jej domu, rodziny... wszystkich tych rzeczy, które tak bardzo chciałem by miała. Liz tak dużo już dla mnie poświęciła, ale istniała granica. Otworzyłem oczy. „Nie zamierzam jej na to pozwolić Michael. Nie jestem tego warty.”
Potrząsnął głową. „Ona będzie myślała inaczej.”
„W takim razie muszę zmienić jej zdanie.”
Roswell, 2003
~Liz~
Max nie odpisał na żaden z listów, które napisałam do niego po tym jak wyjechał z Cambridge. Zaczęłam pisać zaraz następnego dnia, mimo że nie miałam pojęcia kiedy będę mogła wysłać do niego moje listy. Wyglądało to tak, że dopiero po dwóch tygodniach dostałam właściwy adres. Natychmiast wysłałam listy, ale nigdy się nie dowiedziałam, kiedy je otrzymał – ani nawet czy dostał je wszystkie. Ale i tak pisałam dalej.
Pod koniec czerwca, kiedy mój projekt badawczy został zakończony i byłam gotowa ruszyć do domu, do Roswell, byłam zdesperowana. Michael zapewnił mnie przez Marię, że Maxowi nic nie jest, ale to mi nie wystarczyło. Nie mogłam zrozumieć dlaczego on do mnie nie napisał, albo przynajmniej nie przesłał dla mnie wiadomości przez Michaela i Marię. Po nocy, którą razem spędziliśmy, ledwo mogłam znieść rozłąkę, nie mówiąc już o byciu tak całkowicie od niego odizolowaną. Kiedy wylądowałam w Roswell, niewiarygodnie mi ulżyło. Może wysłał listy na adres moich rodziców, nie wiedząc dokładnie kiedy będę w domu.
Ale nie czekały tam na mnie listy od Maxa. Tylko oferty kart kredytowych, jakieś katalogi i zgłoszenia o przeniesienia ze szkół, z którymi się skontaktowałam w Kalifornii. Bardziej niespokojna niż kiedykolwiek, zaraz po zostawieniu toreb w pokoju i przywitaniu się z rodzicami, poszłam prosto do Crashdown. Miałam szczęście, Michael pracował przy grillu.
„Michael,” zawołałam wchodząc do kuchni, zadowolona ze znalezienia go.
Podniósł wzrok i coś, czego nie mogłam zidentyfikować przebiegło przez jego twarz. „Um... cześć, Liz,” powiedział niezręcznie, po czym chyba uświadomił sobie, że mój powrót do domu wymaga czegoś więcej. Wytarł ręce w fartuch i odszedł od grilla, żeby mnie uściskać. „Witaj w domu,” powiedział, obejmując mnie trochę mocniej niż tego oczekiwałam. „Słyszałem, że dziś będziesz z powrotem,” dodał, odsuwając się ode mnie i wracając do grilla, żeby mieć na oku smażące się burgery.
Przytaknęłam. „Tak, wczoraj skończyłam ten projekt badawczy,” powiedziałam mu, ale nie miałam zamiaru stać tam i prowadzić grzecznościowej pogawędki. „Michael, rozmawiałeś ostatnio z Maxem?”
Patrzył na grilla o sekundę za długo. „Ja... widziałem go kilka tygodni temu,” powiedział w końcu. „Pozwalają mu przyjmować wizyty tylko co drugi tydzień.”
„Może przyjmować teraz odwiedzających?” spytałam. Nikt mi o tym nie powiedział.
„Um, taa, ale to jak cierń w tyłku. Musisz wpisać swoje nazwisko na listę, a potem musisz zostać przeszukana i takie tam...”
„Michael, co się dzieje?” przeszkodziłam. „Max nie odpowiedział na żaden z moich listów, a teraz ty próbujesz mnie przekonać, że nie mogę go odwiedzić?”
„Nie powiedziałem tego,” powiedział szybko.
„A więc co dokładnie mówisz?” Byłam wściekła – dlaczego na Boga Michael miałby starać się utrzymać mnie z dala od Maxa. Czy on nie wiedział, że Max i ja potrzebowaliśmy się nawzajem?
„Ja tylko... Liz, nie wiem co Max robi, dobrze?” powiedział. Dotknął mojego ramienia. „Przykro mi.”
Poczułam jak łzy napływają mi do oczu. „Czy on jest na mnie zły?” zapytałam cicho.
Michael wyglądał na nieszczęśliwego. „Nie. Nie, nie wydaje mi się, żeby o to chodziło.”
„A więc o co?” Nie mogłam powstrzymać łez. „Michael, tak bardzo za nim tęsknię.”
„Wiem,” odpowiedział. Znowu mnie przytulił i jeszcze bardziej ścisnęło mnie w gardle. „Max jest po prostu... on dużo teraz przechodzi, wiesz?”
„Wiem,” powiedziałam mu, „i chcę tylko być tam dla niego. Proszę Michael, możesz mu to ode mnie przekazać?”
Michael uścisnął mnie przelotnie, po czym się odsunął. „Powiem mu Liz. Obiecuję. Tylko – proszę nie martw się. Nie zrobiłaś nic złego. On cię kocha – wiem, że cię kocha.”
Przytaknęłam stanowczo. „Wiem, że mnie kocha,” powiedziałam, starając się by mój głos się nie zachwiał. „Wiem o tym.”